W piętnastej serii spotkań koszykarskiej ekstraklasy PGE Spójnia Stargard pokonała u siebie Dziki Warszawa 64:56. To ósme zwycięstwo w sezonie.
To był ostatni mecz stargardzkiego klubu w tym roku i ostatni w pierwszej rundzie sezonu zasadniczego. Przed spotkaniem oba zespoły miały po siedem zwycięstw. Oba walczyły o powrót do górnej połówki tabeli i udział w lutowym turnieju o Puchar Polski.
To był chyba najbrzydszy mecz z udziałem stargardzkiego zespołu w tym sezonie. Trudno wskazać lepszy fragment. Od początku do końca oba zespoły grały źle. Było dużo więcej niecelnych rzutów niż celnych, w sumie były 34 straty, w żadnej kwarcie nikt nie rzucił choćby 20 punktów, skuteczność trzypunktowa wyniosła 22,2 procent w przypadku gospodarzy i 21,4 proc. u gości, rzuty były często nieprzygotowane lub urywane, niejedno podanie było do nikogo. Trzeba było mieć żelazne nerwy, by z zainteresowaniem obejrzeć całe dzisiejsze spotkanie. PGE Spójnię broni to, że zwyciężyła. Dziki nie mogą w ogóle być z siebie dumne.
Stargardzki zespół całe spotkanie był na prowadzeniu. To jednak nie oznacza, że był spokojny o wynik. Najwyższa przewaga to dziesięć punktów na początku trzeciej kwarty. Tak jak już w niejednym spotkaniu w tym sezonie, w czwartej kwarcie zaczęły się kłopoty PGE Spójni. Rywale odrabiali dystans i doszli gospodarzy na punkt. W 34 minucie było 47:46. Stargardzki zespół nie dał się jednak przełamać beniaminkowi ekstraklasy koszykarzy. Choć goście mieli w ostatnich minutach niejedną okazję, by to uczynić. Co jednak wybronili akcję PGE Spójni, to gubili się w ataku. To samo można powiedzieć o stargardzkiej drużynie, która miała dzisiaj sporo sytuacji, kiedy zdobywała piłkę w obronie, a potem gubiła się w akcjach ofensywnych.
PGE Spójnię ratował dzisiaj Karol Gruszecki, którego trzy trójki były kluczowe dla losów spotkania. Na dystansie nie szło Devonowi Danielsowi IV, który spudłował wszystkie pięć rzutów trzypunktowych. Wszystkie trzy spudłował Aleksandar Langovic. Jeden na cztery wykorzystali Benjamin Simons i Sebastian Kowalczyk. Nie było także dobrze na linii osobistych. Koszykarze stargardzkiego zespołu wykorzystali tylko dziesięć na szesnaście rzutów osobistych. Całe szczęście dla stargardzkiego klubu, że jego zawodnicy solidnie walczyli o zbiórki. Wesley Gordon miał ich dziesięć, Langovic siedem, Adam Łapeta pięć. Cały zespół miał 42 zbiórki, w tym 16 w ataku.
PGE Spójnia może odetchnąć. Tak grając, jak dzisiaj nie powinno się wygrywać meczów, ale że oba zespoły grały źle, to któryś musiał wygrać. No i PGE Spójnia może cieszyć się ze zwycięstwa. Choć kibice stargardzkiego klubu nie do końca byli zadowoleni. W czwartej kwarcie kilka razy wywoływali nazwisko trenera Sebastiana Machowskiego dając do zrozumienia, że nie podoba im się to, co widzą na boisku. PGE Spójnia jednak wygrała, a zwycięzców podobno się nie sądzi.
Kibice Spójni zobaczyli dzisiaj w akcji, w zespole Dzików Warszawa, byłego koszykarza stargardzkiego klubu Alana Czujkowskiego, który w 2018 roku awansował ze Spójnią do najwyższej ligi. W dzisiejszym spotkaniu grał niespełna 16 minut, nie rzucił punktów, spudłował oba rzuty trzypunktowe, miał zbiórkę, asystę, stratę, trzy przechwyty.
Stargardzki zespół zakończył pierwszą rundę sezonu zasadniczego z ośmioma zwycięstwami i siedmioma porażkami. Kolejne ligowe spotkanie rozegra już w nowym roku. 6 stycznia podejmie Grupę Sierleccy Czarni Słupsk. A teraz stargardzki zespół czeka na wyniki innych spotkań piętnastej kolejki, by dowiedzieć się, czy pierwszą część sezonu zasadniczego zakończy w górnej ósemce i tym samym zagra w turnieju o Puchar Polski, który w lutym odbędzie się w Sosnowcu.
PGE Spójnia Stargard – Dziki Warszawa 64:56 (19:14, 11:10, 15:14, 19:18)
PGE Spójnia: Gruszecki 15 (trzy razy za 3 pkt), Daniels IV 14, Langovic 13, Brown Jr. 6 (1), Kowalczyk 5 (1), Gordon 4, Łapeta 4, Simons 3 (1), Brenk, Grudziński.
Dziki: Green 15, Coleman 14, Grochowski 12 (2), Aleksandrowicz 6 (1), Crawley 4, McGlynn 3 (1), Bartosz 2, Czujkowski, Mokros.