Malowanie po ścianach i murach stało się pasją Krzysztofa Ceskiego. Na ulicach Stargardu możemy zobaczyć jego twórczość. Stargardzianin sztuki graffiti uczył się sam.
Stargard z pasją – odcinek 15
Żeby dowiedzieć się, skąd u Krzysztofa wzięło się zainteresowanie tworzeniem graffiti cofamy się o jakieś 25 lat.
– Moje zainteresowanie występującą w przestrzeni miejskiej sztuką uliczną zaczęło się pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia – wyjaśnia Krzysztof Ceski. – To był wyjazd do zachodnich sąsiadów, do Berlina. Tam zwróciłem uwagę na sporo ścian w różnych częściach miasta, bardziej lub mniej kolorowych, tak zwanych miejscówek. Po powrocie do Stargardu zacząłem się rozglądać za takimi miejscami u nas. Tutaj jednak ich brakowało i byłem tym rozczarowany. Pomyślałem wtedy, że też fajnie by było stworzyć takie graffiti. Moje szkolne zeszyty zaczęły się zapełniać pierwszymi szkicami, tworzyłem formy liter oraz ich różnego rodzaju kształty.
Przy SCK-u i w amfiteatrze
Stargardzianin podkreśla, że jest samoukiem w tej dziedzinie.
– To, co potrafię wykonać, to co realizowałem, do tego wszystkiego sam doszedłem – mówi Krzysiek. – Od wypracowania ręki, od szkiców które wykonywałem w większości wolnego czasu, do przenoszenia projektów z kartki na ściany. Inaczej jest zrobić cały szkic na kartce, a zupełnie inaczej się go przenosi. Zawsze coś można zmienić już typowo podczas rozrysu, nie używając rzutnika. Obecnie moje projekty to kilka linii, a dopasowuję się do danej powierzchni, na której ma powstać malunek. Mowa tu o graffiti ulicznym. Natomiast podczas realizacji typowo prywatnych zawsze wszystko musi być idealnie przygotowane oraz wykonane. Zdarza mi się też przygotowywać szablony pod dany wymiar, od etapu rozrysu po finalne przeniesienie na ścianę i odmalowanie jego tak, by uzyskać zadowalający efekt pracy, która wygląda jak naklejka.
Jeszcze we wspomnianych latach dziewięćdziesiątych i na początku XXI wieku w przestrzeni publicznej Stargardu zaczęły się pojawiać malunki Ceskiego.
W Stargardzie było jedno miejsce, przeznaczone dla wszystkich, którzy wtedy malowali. Była to ściana przyległa do budynku Stargardzkiego Centrum Kultury. Tam w dowolnym czasie, o dowolnej porze, można było legalnie tworzyć i zamieniać swoje wcześniej przygotowane projekty na graffiti. Tam również można było poznać osoby, które też miały takie zainteresowanie jak ja. Jednak minus był jeden. Ta ściana była często zmieniana i prace były pokrywane kolejnymi. A szkoda było wtedy czasu i pracy.
Krzysztof Ceski
Wtedy Krzysiek wpadł na pomysł, by postarać się o zgodę na tworzenie graffiti na ścianie na scenie stargardzkiego amfiteatru.
– To była idealna ściana pod graffiti, z odpowiednim odejściem oraz dojściem i ciszą dookoła – uważa stargardzianin. – Po rozmowach z zarządcą SCK-u udało mi się uzyskać pozwolenie pisemne na malowanie tam na scenie oraz w tak zwanej fosie pod sceną, gdzie były dwie ściany w półkolu.Tam zacząłem malować sam oraz organizowałem malowania w grupie. Każdy dostawał swój kawałek miejsca na dany projekt literniczy lub o innym charakterze.
Akcje pod wiaduktem
W tamtych czasach Ceski nie był jedynym twórcą graffiti w Stargardzie.
– Kiedy rozpoczynałem przygodę z graffiti, jak na Stargard było sporo osób, które malowały i działały w kulturze hip-hopu, tak jak i ja – wyjaśnia Krzysztof. – Zapoznaliśmy się i wtedy zaczęło się inne działanie.
W centrum Stargardu było miejsce, które szczególnie przyciągało uwagę twórców graffiti. Tym miejscem było przejście pod wiaduktem łączącym ulice Szczecińską i Wyszyńskiego. Ściany nie były najpiękniejsze, były zabrudzone i zrodził się pomysł, by zrobić coś, co zmieni ich wygląd. Rozwiązaniem miało być graffiti.
– Sam bardzo często przechodziłem pod tym wiaduktem i tak sobie myślałem, że byłoby fajnie zrobić tutaj malunki, by nadać mu bardziej pozytywny wygląd, odbiór dla osób postronnych, które tamtędy się przemieszczały do pracy, szkół i na co dzień, a zarazem zapełnić całą jego przestrzeń w barwne graffiti i to w samym centrum miasta – opowiada Krzysztof Ceski. – Poszedłem na rozmowy do Urzędu Miejskiego w Stargardzie i spytałem, czy byłaby możliwość wykonania graffiti przez większą liczbę osób przyjezdnych i miejscowych malujących, a zarazem legalnie. Ściany pod wiaduktem były w większości upstrzone plakatami, które były klejone gdzie popadnie. Wymalowanie ich poprawiłoby wizerunek estetyczny tego miejsca. Dwie tablice na reklamy i ogłoszenia nie wystarczały.
W porozumieniu z miastem Ceski przeprowadził tam wydarzenie poświęcone malowaniu liter oraz przygotowaniu malunków z zabytkami Stargardu.
Trzy razy odbywały się tam takie wydarzenia – wspomina stargardzianin. – Podczas trzeciego malowania zostały pomalowane również ściany wychodzące poza wiadukt, mury z czerwonej cegły.
Krzysztof Ceski
W różnych miejscach Stargardu
Dzisiaj już graffiti pod wiaduktem nie ma. Od kilku lat trwa przebudowa tego obiektu. Ale są miejsca w Stargardzie, w których cały czas można zobaczyć wykonane przed laty malunki Ceskiego i jego kompanów.
– Wymalowane zostały garaże przy ulicy Przedwiośnie w rejonie osiedla Letniego, garaże obok Piccolo, ściana na ulicy Szkolnej, boczna ściana budynku mieszkalnego na placu Majdanek, hala na Giżynku oraz inne mniejsze miejsca na terenie Stargardu – wylicza Krzysiek.
Graffiti powstało także na murze przed wejściem do szatni Szkoły Podstawowej nr 2 na osiedlu Zachód, a także na obecnej Szkole Podstawowej nr 10, na budynku sali gimnastycznej z trzech jej stron.
– Szara przestrzeń w różnych częściach miasta stała się bardziej przyjazna dla oka – uważa Krzysztof Ceski.
Uczył więźniów
Ciekawym przedsięwzięciem były warsztaty w Zakładzie Karnym w Stargardzie.
– Miałem okazję je poprowadzić po wcześniejszych rozmowach i propozycji zrealizowania projektu na jego terenie – wyjaśnia Krzysiek. – Tam realizowałem, wspólnie z dwoma kolegami, projekt, który krok po kroku był omawiany podczas jego tworzenia. Były to zajęcia dla osób osadzonych, które miały długoletnie wyroki. W ten sposób mur na spacerniaku z szarego zamienił się w kolorowy. A osadzeni mogli zobaczyć, jak wygląda krok po kroku realizacja wcześniej zaplanowanego projektu i zadawać pytania.
Ceski brał czynny udział w Art Festiwalu Stargard 2018.
– Podczas drugiej edycji tego wydarzenia, razem ze znajomym, realizowaliśmy projekt graffiti na ulicy Bolesława Chrobrego 5, gdzie obecnie jest parking – informuje stargardzianin.
W ramach tej akcji powstały malunki, między innymi pokazujące odwach i ratusz na stargardzkim Starym Mieście.
Moja pasja to także projekty w amfiteatrze nad Miedwiem, w tunelu dworca PKP w Stargardzie oraz inne, które realizowałem w innych miastach Polski, a także poza granicami naszego kraju. To wszystko zostanie w pamięci.
Krzysztof Ceski
Częściej działa sam
Podpytuję mojego rozmówcę, jaka praca była najbardziej czasochłonna? W odpowiedzi słyszę, że to nie wykonanie malunku zabiera najwięcej czasu.
– Czasochłonne było zawsze oczekiwanie na pozwolenia, o które występowałem organizując różne wydarzenia – wyjaśnia stargardzianin. – Każda praca to wyzwanie i chęć wykonania jej jak najlepiej. Tak, bym ja był zadowolony i odbiorca. Mam tutaj na mysli zarówno uliczne graffiti, jak i realizacje prywatne, które również wykonuję. Niektóre projekty są bardziej pracochłonne, a inne mniej. To zależy od rodzaju malowanej powierzchni, jej wielkości oraz motywu przewodniego całości realizowanego projektu.
Jedną z ostatnich prac Ceskiego można oglądać w Małkocinie. W 2022 roku zrobił on graffiti na budynku szatni klubu sportowego Orzeł Małkocin. Na malunku jest nazwa i herb klubu, cienie kibiców.
Pytam Krzyśka, czy stawia na pracę samodzielną, czy woli działać w grupie?
– Kiedyś sporo działalismy malując razem grupowo, na przykład realizując projekty w stargardzkim amfiteatrze, pod wiaduktem w centrum Stargardu, malując garaże przy ulicy Przedwiośnie czy halę na Giżynku, były także akcje poza miastem – odpowiada Krzysztof Ceski. – Od jakiegoś czasu działam sam. Wynika to z tego, że każdy ma swoje sprawy, życie, rodziny. Ja obecnie realizuję swoją pasję sam, poprzez prywatne zlecenia, które wykonuję sporadycznie po pracy. W miarę możliwości, jeśli znajduję czas, robię malunki uliczne.
Krzysztof realizuje też projekty w domach. Na przykład robi malunki w pokojach dziecięcych.
Tylko amfiteatru żal
Jak liczne jest obecnie stargardzkie środowisko graffiti? Współpracujecie?
– Z czasem, z wiekiem wszystko ulega zmianie, kiedyś było nas tutaj więcej, obecnie mało jest osób malujących w Stargardzie – odpowiada Krzysiek. – Są jednak osoby, które rozwijają swoje umiejętności po dziś dzień i super im to wychodzi. Mamy kontakt, czasami coś udaje się wspólnie zrealizować. W miarę możliwości czasowych i dostępności w mieście.
Krzysztof z żalem przygląda się trwającej przebudowie stargardzkiego amfiteatru. To miejsce zawsze kojarzyć mu się będzie z początkiem realizacji jego pasji. Nie ma już jednak ani ściany na scenie, ani fosy. Wszystko to zostało zburzone. W tym miejscu stanie nowy amfiteatr.
Pamiętam jaka to była wielka radość, jak uzyskałem pozwolenie na legalne tworzenie tam graffiti. To było dla mnie bardzo niesamowite miejsce, o którym nie da się zapomnieć. Dobre ściany pod spray oraz niepowtarzalny klimat tego miejsca. Wielka szkoda. Kto tam malował oraz przebywał wie o czym mowa.
Krzysztof Ceski
Mało miejsc do malowania
Czy Stargard jest miastem przyjaznym dla graffiti?
– Kiedyś tak, ponieważ udało mi się uzyskać pozwolenia, o które się wtedy starałem i zorganizować te wydarzenia, odmienić dane miejsca w Stargardzie, a dzisiaj ciężko mi powiedzieć – odpowiada Krzysztof Ceski. – Nie widzę nowych miejsc pod typowe graffiti uliczne. A szkoda. Jedynie zauważyłem powstanie dwóch dużych murali, na Szkole Podstawowej nr 5 i na bloku przy ulicy Złotników i jednego małego na murku w pobliżu kościoła św. Ducha. Prace ładnie wykonane, inną techniką realizacji projektów oraz doboru użytych farb. W innych miastach inaczej to funkcjonuje. Chociażby pobliski Szczecin i Trasa Zamkowa i jej filary. Tam na każdym z nich można dostrzec ciekawe prace artystów lokalnych i przyjezdnych.
Krzysiek jakiś czas przebywał poza Stargardem. Obecnie jest tutaj na powrót.
– Na co dzień pracuję w firmie, która mieści się na terenie byłego lotniska w Kluczewie, w parku przemysłowym – mówi Krzysztof. – Tam realizuję prace produkcyjne dla marki Volvo, Scania. Pracuję na stanowisku montażowym, gdzie za pomocą rysunku technicznego, instrukcji oraz odpowiednich narzędzi krok po kroku wykonuję dany element, który w efekcie finalnym jest montowany w pojeździe.