Bawią was memy z cyklu „nie cierpię poniedziałku”? Kolejny bohater naszego cyklu „Stargard z pasją” lubi poniedziałki, bo kocha swoją pracę! Poznajcie bliżej niezwykle zdolnego florystę ze Stargardu, Edwina Gąsowskiego.
Stargard z pasją – odcinek 7
– Choć wciąż brakuje mi doby i mało mam czasu na odpoczynek, z przyjemnością wstaję rano do pracy – przyznaje Edwin Gąsowski. – Kocham coś robić dla ludzi i mam satysfakcję, gdy mogę im dać coś pięknego. Każdy dzień przynosi co innego. Teraz oprócz zamówień klientów mam w planach zrobienie ciekawej wystawy zimowej. Pracy poświęcam dużo czasu. Jestem perfekcjonistą, wszystko musi być u mnie zrobione idealnie. Zdarza się, że do nocy siedzę nad pracą, a rano przychodzę i stwierdzam, że jednak muszę ją poprawić. Kocham swoją pracę i wkładam serce, cząstkę siebie w to, co robię. Lubię komponować na co dzień piękne bukiety, ale najbardziej uwielbiam aranżacje dużych przestrzeni. Dopasowywać swoje kompozycje do architektury sali, do wystroju wnętrza, detali. Wchodzę na salę i już widzę, jakie powinny znaleźć się w niej kwiaty. Na przykład zwisające dookoła z żyrandola… Do sali loftowej pasuje dużo zieleni, trawy, ale także do tej w ciężkim stylu glamour można przemycić coś lżejszego.
– Zawsze podchodzę do zamówień indywidualnie. Także do ślubnych bukietów. Na przykład wysokiej dziewczynie zaproponuję większą kompozycję, ozdobę na rękę. Niższej, tęższej odradzę klasyczną biało-różową „kulkę” – mówi. – Z kolei florystyka funeralna to kwiaty spokojne, stonowane, spływające. Bez palmowych liści, które przecież kojarzą się ze słońcem, z wakacjami. Wieńce powinny być smutne, nie wesołe, krzyczące.
Klienci często proszą o odwzorowanie pracy ze zdjęcia, ale dla florysty Edwina Gąsowskiego najlepszą opcją jest zrobienie czegoś autorskiego. Jak mówi, wykonane prace są jego oczami na świat.
– Lubię gdy klienci dają mi wolną rękę, a ja mogę sprawić, że są zaskoczeni i zachwyceni. Kiedyś panna młoda popłakała się ze wzruszenia, gdy zobaczyła, co dla niej przygotowałem. Albo pani, której zmarł tato była bardzo wdzięczna za piękny wieniec – opowiada. – Niektórzy upierają się przy swoim do tego stopnia, że odmawiam wykonania pracy. Nie chcę robić zbitych kompozycji, w których kwiaty wyglądają jak umęczone. Czegoś, co było modne kilkanaście lat temu, bo nie po to się kształcę. Pieniądze są ważne, ale nie tylko one. Uważam, że w każdej dziedzinie warto zdać się na fachowca, kogoś kto lepiej się na czymś zna, niż upierać się przy czymś, co się widziało u kogoś, albo co jest akurat w modzie. Dobrymi klientami są przybyli do nas Ukraińcy. Często potrafią wybrać mój najładniejszy bukiet i zapłacić za niego bez dyskusji. Podobnie przyjeżdżający do Stargardu Niemcy, czy wycieczka z Francji, którzy weszli do mnie, bo przyciągnęła ich wystawa. Oni bardziej zwracają uwagę na piękno. Zachwycali się moimi pracami, robili zdjęcia, filmiki, potem oznaczali mnie na Instagramie.
Nie chciał siedzieć za biurkiem
Edwin Gąsowski, rocznik 1980, to rodowity stargardzianin. Skończył „stary ogólniak”, szkołę policealną, następnie finanse i rachunkowość na Uniwersytecie Szczecińskim. Miał praktyki w urzędzie skarbowym, po czym stwierdził, że nie chce reszty życia spędzić za biurkiem. Jak to się stało, że zajął się florystyką?
– Pomagałem mamie w kwiaciarni na nieistniejącym już rynku, w kwadracie na starówce, potem wyjechałem do pracy w Holandii, po powrocie trochę działałem z mamą w kwiaciarni przy Słowackiego, a od 2016 roku prowadzę własną kwiaciarnię Retro przy ulicy Czarnieckiego w Stargardzie – opowiada Edwin. – Nie wyobrażam sobie innej pracy. Pracuję non stop, przy większym zleceniu potrafię zamknąć się i przepracować całą noc. Prowadzenie kwiaciarni na wysokim poziomie wymaga poświęceń. Ale ja od dziecka jestem uparty. Będę coś robił tak długo, aż to zrobię. Choć wcale nie jestem cierpliwy. Pamiętam jak uczyłem się zaciskania „ślimaczków” z drucika i mi to nie wychodziło, wkurzałem się: „pier…ne ślimaczki!”. Teraz staram się podchodzić bardziej na spokojnie. Czasem coś odkładam, idę napić się kawy, zapalić i wracam do pracy uspokojony.
W kwiaciarni Edwin ma sprawdzoną współpracowniczkę Klaudię (nie może się doczekać kiedy przygotuje mega odlotowe kwiatowe kompozycje na jej ślub!!!), może też zawsze liczyć na pomoc mamy Małgorzaty mieszkającej na co dzień za granicą.
– Mama zastępuje mnie gdy jeżdżę do szkoły – opowiada Edwin. – Raz w roku, w pierwszej połowie września, robię sobie urlop. Wybieram ciepłe kraje, bo kocham słońce, wodę, piękną przyrodę. Zdarzają mi się też zagraniczne wyjazdy na szkolenia, ale na nich jest więcej pracy niż odpoczynku. Choć to też oczywiście okazja, by się wyluzować. Ostatnio chodziłem w żywym, kwietnym kapeluszu po Weronie, a ludzie robili sobie ze mną zdjęcia (patrz zdjęcie główne).
Nasz bohater nie ukrywa, że pierwsze 2 lata „na swoim” były naprawdę trudne.
– Chwilami myślałem, że dam sobie spokój z prowadzeniem kwiaciarni, ale klienci zaczęli wracać – mówi Edwin Gąsowski. – Teraz, po tych kilku latach, nie mogę narzekać na brak pracy. Mam dużo wspaniałych klientów. Dziękuję im za zaufanie i za to, że już te parę lat są ze mną. Choć czasy są ciężkie i też to odczuwam, są takie dni gdy sprzedaję bardzo dużo kwiatów. Wygrywa zdecydowanie Dzień Matki – to mój ulubiony dzień w pracy! Przychodzą różni ludzie w różnym wieku, zależy im na wyjątkowo pięknych bukietach, jest miło i wesoło. Dużo pojedynczych kwiatów kupowanych jest w Dzień Kobiet, a świętem czerwonych róż są oczywiście Walentynki. Czyli wszystko w pierwszej połowie roku. Nie wiążę się umowami z żadnymi instytucjami czy urzędami, ale często mam klientów ze starostwa, np. ostatnio, w Święto Niepodległości. Teraz oczywiście królują ozdoby świąteczne. Mam zamiar nietypowo ozdobić kwiaciarnię, będą czarne skrzydła i białe niebo.
Patrz jak rosną kwiaty na łące!
Edwin przyznaje, że gdy patrzy na swoje kwiatowe kompozycje sprzed kilku lat widzi przepaść w porównaniu do tego, co robi dziś. Talent to jedno, ale praktyczna wiedza w zawodzie florysty jest niezbędna.
– Jestem samoukiem i oczywiście umiejętność spojrzenia na detale, estetykę pracy wymaga intuicji, ale trzeba wiedzieć, jak łączyć kwiaty, kolory, znać techniki tworzenia kompozycji – mówi Edwin Gąsowski. – Dlatego 3 lata temu wybrałem Floral Academy, którą prowadzi Mistrz Polski florystyki Piotr Sekunda. Wcześniej obserwowałem go przez 10 lat, widziałem jak wysoki poziom prezentuje. To mój mistrz, autorytet. Bardzo mądry człowiek, mający ogromną wiedzę, a przy tym dusza artysty. Jesteśmy w kontakcie i wiem, że zawsze mogę liczyć na jego pomoc. To on mi powiedział, że mam talent. Wcześniej nie wierzyłem w siebie, obawiałem się krytyki. Do jego szkoły w Warszawie zdecydowałem się wybrać dzięki namowie mojej bardzo fajnej koleżanki Sylwii, za co jestem jej bardzo wdzięczny. Dzięki niej zrobiłem ten pierwszy krok. Pamiętam jak siedziałem przy naborze do Floral Academy naprzeciwko Piotra i byłem tak zestresowany, że bałem się podnieść szklankę z herbatą. Dopiero na 6 zjeździe stres odszedł. Piotr mówił mi, że potrafię robić jeszcze lepsze bukiety. Radził, by odważnie używać roślin, nie bać się ich. Zwracał uwagę, że bukiet powinien mieć punkt skupienia, przyciągający uwagę. Tak jak czasem w przyrodzie są kwiaty mające kontrastowy środek. Mówił: patrz, jak rosną kwiaty na łące, inspiruj się naturą, wzoruj się na niej! W przyrodzie kwiaty nie są ściśnięte, mają własną przestrzeń, jest między nimi powietrze, lekkość. Albo papuga Ara – jest kolorowa, ale zachowane są proporcje kolorów, nie może przeważać jeden z nich. Złoty podział, który obowiązuje też w przypadku ubrań czy mebli, to nie dokładne pół na pół, bo to wygląda źle. Dzięki temu nowemu spojrzeniu teraz podchodzę do pracy zupełnie inaczej, stosuję inne materiały. Ale zawsze własne, bez stosowania gotowców. Nawet podkłady do wianków robię sam, nawet nie chcę mówić, co mi czasem do tego służy…
30 kwietnia 2021 roku to ważna data w pracy Edwina Gąsowskiego. Tego dnia obronił dyplom florysty!
Egzamin trwał około 10 godzin i był delikatnie mówiąc niełatwy….
– To był największy stres w moim życiu! – przyznaje Edwin Gąsowski. – Najtrudniejszy i najważniejszy egzamin. W części teoretycznej pisaliśmy test, odpowiadaliśmy ustnie. Następnie była część praktyczna, po pierwsze bukiet, po drugie praca główna – tworzenie dużej kompozycji od podstaw, trzeci był wieniec, czwarty bukiet ślubny. Trzeba było mieć swoje kwiaty i wszystkie dodatki. Nie wiadomo było jakiego tematu się spodziewać, jeżeli chodzi o pracę główną. Okazało się, że będzie to FOKUS – kompozycja z punktem skupienia. W trakcie musiałem przerabiać, poprawiać prace. Ale na koniec usłyszałem, że moja praca jest mistrzowska. Że mam dar, talent, że jestem artystą. Egzamin czeladniczy zdałem na 5. Wracałem do domu uskrzydlony, chcąc wciąż tworzyć i dalej się uczyć. A propos skrzydeł, to stworzyliśmy z Piotrem 6-metrowe, które zrobiły furorę w mojej kwiaciarni.`
Glorioza wspaniała i protea królewska
Edwin Gąsowski nie ukrywa, że nie przepada za klasycznymi goździkami czy gerberami. Gdy pytam o ulubione kwiaty bez wahania wymienia kwiaty o niezwykłych kształtach, gloriosę i proteę.
– Lubię kwiaty, które są inne, oryginalne, przykuwające uwagę, robiące efekt „wow” – wyznaje nasz bohater. – W kompozycjach nie lubię symetrii lecz takie rozwichrzenie, wystające elementy, uważam że to przyciąga uwagę. Przyznaję, że potrafię wycinać krzaki z poboczy, trzciny, trawy. Wyciąłem wyschnięte drzewko dzikiego bzu z działki znajomej, przywiozłem wygładzone wodą drzewo z plaży w Międzyzdrojach. Zdarzyło mi się też ścinać z pola wyschnięte słoneczniki. Do tego specjalna farba do kwiatów, odpowiednie ozdoby i jest niepowtarzalny efekt. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych!
Co dalej, Edwinie…?
– Moim celem na przyszłość jest udział w targach, w konkursach florystycznych – zdradza Edwin Gąsowski. – Chcę poświęcić 2 lata na dalszą naukę i zostanie Mistrzem Florystyki. Pójdę, zdobędę i będę sławny! A wszystko to dla siebie, dla swoich klientów, nie na pokaz. Bóg dał mi talent, a ja muszę coś z tym zrobić!
Zatem powodzenia!!!
ZDJĘCIA: ARCHIWUM PRYWATNE EDWINA GĄSOWSKIEGO
Za miłą i słodką gościnę dziękujemy piekarni i cukierni MAXAN Czekolada chleb i kawa Stargard przy ulicy Piłsudskiego 6 w Stargardzie.