Trochę samozaparcia, wewnętrznej dyscypliny, więcej owoców, warzyw i wody, a przede wszystkim dużo ruchu, tak stargardzianin Marek Stefański osiągnął sukces w walce z wielką nadwagą. Swoją niezwykłą historią podzielił się na spotkaniu w Pracowni Lokalności i Dziennikarstwa SCK.
Spotkanie „Gdzie jest Marek?” w środowy (29.06.2022 r.) wieczór poprowadziła Aleksandra Zalewska-Stankiewicz, instruktorka Pracowni Lokalności i Dziennikarstwa w Stargardzkim Centrum Kultury. Obok Marka Stefańskiego – na co dzień szefującego firmie Pares II – gościem w Pracowni był Jacek Kuty, przewodniczący Stowarzyszenia Stargard na Rowery. Wśród publiczności byli też inni rowerzyści z tego stowarzyszenia, pani Edyta – żona Marka Stefańskiego, jego bliscy i znajomi.
– Historia Marka jest bardzo inspirująca, zaskakuje i zadziwia, jak to się stało, że w tak krótkim czasie tak dużo schudł – mówiła Aleksandra Zalewska-Stankiewicz. – Według lekarza bariatry, biorąc pod uwagę wskaźnik BMI, u Marka mieliśmy do czynienia z otyłością olbrzymią. To, że schudł sam, lekarz traktuje w kategoriach cudu.
W wielu przypadkach leczenie otyłości olbrzymiej nie może się obyć bez skalpela. Są różne metody. Chorym pomniejsza się operacyjnie żołądek, zakłada nie niego opaskę bądź wkłada do żołądka balonik. Wszystko po to, by jedli mniej i mieli szansę pozbyć się zagrażającej życiu i zdrowiu nadwagi. Pan Marek, jak wspomina, przez większość życia był grubasem, ale niespecjalnie się tym przejmował, miał dobre wyniki. Jednak będąc mężczyzną po 40. nagle postanowił się zmienić.
– To był 2019 rok, wyszedłem z psem na wieczorny spacer po stargardzkiej starówce i nagle przystanąłem na mostku nad Iną, bo tak mnie rozbolały plecy, że nie mogłem wrócić do domu – wspomina Marek Stefański. – Gdy ból mi przeszedł wróciłem do domu, usiadłem do komputera i zamówiłem stacjonarny rower, który służy mi do dziś. W pustej pralni w piwnicy mojego bloku urządziłem siłownię. Za ćwiczeniami poszła zmiana odżywiania. Nie dla mnie jednak są układane diety, bo nie lubię gdy już w poniedziałek wiem, co będę jadł w piątek. Przede wszystkim przestałem pić napoje gazowane, soki, zacząłem unikać wieczornego piwa czy drinka, po które zdarzało mi się sięgać po ciężkim dniu pracy. Ograniczyłem też fast foody w czasie służbowych wyjazdów i przegryzki przed TV. Przedtem w pracy jadłem niewiele, za to po pracy cztery obiady. Teraz w pracy jem na śniadanie np. serek wiejski z dodatkiem warzyw, na drugie śniadanie wędzoną lub gotowaną rybę albo miseczkę gotowanych warzyw. Obiady też jem w pracy. Unikam ziemniaków na rzecz kaszy, makaronu, ryżu. Tradycyjne pieczywo zastąpiłem pieczywem chrupkim. Piję bardzo dużo wody. Z żoną jemy to samo. Więcej niż kiedyś owoców i warzyw. Zdrowo, ale bez przesady! Zdarza nam się zjeść golonkę.
Na spotkaniu była Agata Grzymska-Proc prowadząca w Stargardzie Klub Zdrowego Stylu Życia 11-stka.
– Nie bójmy się jedzenia, nie trzeba liczyć kalorii, zacznijmy od analizy składu ciała, na którą zapraszam do swojego klubu – mówiła Agata Grzymska-Proc.
Dieta to jedno, ale pan Marek przede wszystkim stara się jak najwięcej trenować.
– Zachłysnąłem się ruchem, rower, siłownia, bieganie, tenis, nurkowanie – wymienia. – Zacząłem morsować i to właśnie dzięki temu trafiłem na Stowarzyszenie Stargard na Rowery.
– Marek wykręcił aż 1700 km w akcji Rowerowa Stolica Polski – podkreśla Jacek Kuty. – To człowiek, który dąży do celu. Ma w sobie duży pokład pozytywnej energii. Pokochał rower, co jest głównym celem naszego stowarzyszenia. Jeździmy cały rok, wolno i bezpiecznie. W grupie jeździ się lepiej!
Całkowita zmiana stylu życia i tym sposobem mierzący 180 cm wzrostu pan Marek w ciągu zaledwie półtora roku schudł ze 162 do 91 kg. Zszedł z rozmiaru 6XL, rozdał i powyrzucał wielkie ubrania, choć najpierw planował jedną z obszernych koszulek powiesić przy lodówce. Na dzisiejszym spotkaniu pokazał taki dawny szeroki T-shirt.
Opowiada, że pierwsze 20 kg spadło bardzo szybko, potem było już ciężej. Jego metamorfoza jest imponująca! Wiele osób go nie poznaje, pyta: „Gdzie jest Marek?” Znajomi, którzy spotykali go po tej przemianie podejrzewali, że zoperował żołądek albo schudł z powodu choroby. A on zrobił to sam!
– Chyba po prostu do tego dojrzałem… – mówi Marek Stefański. – I to wcale nie ze względu na zdrowie, bo z nim na szczęście do tej pory nie miałem problemów. Nie miałem też problemu ze swoją nadwagą, nie krępowała mnie. Pogoda ducha towarzyszyła mi i wtedy, i teraz. Jednak teraz mam zdecydowanie lepszą kondycję!
Bliscy Marka nie ukrywają, że są z niego dumni.
– Oczywiście, że tak! – mówi żona Edyta Stefańska. – Już nie pamiętam jak wyglądał kiedyś. Choć musiałam się do tej nowej, szczupłej buzi przyzwyczaić.