Stargard z pasją odcinek 3 Gładysz
Fot. Save The Beat

Zakręceni bracia. Głową mogą zrobić dziurę w podłodze

W Szkole Tańca Save The Beat w Stargardzie spotykamy się z Leonem i Tymkiem. Chłopcy razem nie mają jeszcze 13 lat, a już robią wyjątkowe rzeczy. Obu fascynuje break dance, ale trenują też piłkę nożną. W miejscu długo nie usiedzą. To wyzwanie dla rodziców.

Stargard z pasją – odcinek 3

W trzecim odcinku cyklu „Stargard z pasją” łączymy Stargard z gminą Kobylanka. W Stargardzie działa Szkoła Tańca Save The Beat, w której ćwiczą 7,5-letni Leon i 5-letni Tymek, bracia Gładyszowie z Kobylanki. Starszy uczy się w drugiej klasie SP w Kobylance, młodszy chodzi do przedszkola Małe Talenty w Zieleniewie. Pasją obu jest break dance. To taniec, w którym ogromną rolę odgrywa sprawność fizyczna. Potrzebna jest ona do wykonywania różnorodnych siłowych trików. Break dance to stanie na rękach i głowie, obroty, kręcenie na głowie, plecach, rękach. W tym wszystkim świetnie się odnajdują bracia, z którymi spotkaliśmy się chwilę po ich czwartkowych, wieczornych zajęciach w szkole Save The Beat przy ulicy Wyszyńskiego 6 w Stargardzie. B-boyom, bo tak nazywa się chłopaków uprawiających break dance, towarzyszył tata Jarosław. Co jakiś czas zaglądał do nas współwłaściciel szkoły Paweł Sawicki, pod którego okiem ćwiczą bracia.

W ślad za bratem

Najpierw przygodę z tańcem rozpoczął Leon. Dlaczego break dance?

– Bo mi się bardzo spodobało to, jak czadersko wygląda ten taniec, ten układ rąk, ta równowaga, te ruchy, stanie na rękach, na jednej ręce, można wykonywać wiele różnych trików – odpowiada Leon. – Do Save The Beat przyszedłem, gdy miałem cztery lata. Od tego czasu ćwiczę i chcę rozwijać tę pasję. Nie tylko na zajęciach i nie tylko wykonując triki. W domu rozkładamy rzutnik, włączamy aplikację z tańcem i oglądamy.

Leon
Leon z grupą tancerek Save The Beat. Fot. Save The Beat

Młodszy brat długo nie kazał na siebie czekać. Między trzecim a czwartym rokiem życia już ćwiczył break dance.

– Ja zawsze chciałem tu być, chciałem robić to, co brat, zawsze robię to, co mój brat – mówi 5-letni Tymek. – Widziałem na filmiku od brata, że jeden chłopiec zrobił salto odbijając się na ręce. To mi się spodobało i poszedłem na tańce.

Break dance niewątpliwie wymaga odpowiednich predyspozycji. Nie każdy, nawet jeśli lubi tańczyć, da sobie radę z wykonywaniem skomplikowanych, często akrobatycznych figur.

– Ja jestem wyćwiczony! – bez namysłu odpowiada 5-letni Tymek.

Rozpoczynając zajęcia w szkole Save The Beat w Stargardzie chłopcy nie wiedzieli jeszcze, co to jest stanie na głowie. Tam się tego nauczyli i teraz są w tym specjalistami. Nie tylko w samym staniu na głowie, ale i kręceniu się na niej. Wykonanie kilku obrotów nie sprawia im problemu.

Na początku stawałem na głowie przy ścianie, a jak się nauczyłem, to dalej już samo poszło i się rozkręciłem.

Leon

ZOBACZ, JAK ĆWICZĄ TANCERZE SAVE THE BEAT

Ręka przez nogę, za plecami i dookoła

Uczestnicy zajęć w szkole Save The Beat krok po kroku poznają tajniki tańców. Nie są od razu rzucani na głęboką wodę.

– Pierwsze zajęcia w młodszych grupach są w formie zabawy, różnych gier i pan Paweł powoli przygotowuje ich mięśnie do bardziej wytężonej pracy – tłumaczy pan Jarosław. – Tymek wskoczył na taki poziom, że może chodzić na zajęcia w grupie wiekowej 7-12 lat.

Bo w młodszych mogę zrobić dziurę w podłodze.

Tymek
Tymek
Tymek. Fot. Save The Beat

Jakie są ulubione triki chłopaków?

– Stanie na głowie z obwinięciem ręki przez nogę – odpowiada Leon. – Cały czas go trenuję, także w domu. Jeszcze nie potrafię go idealnie wykonać.

– Mój ulubiony to twister, w którym skacze się na jedną rękę, potem na drugą za plecami i tak dookoła – mówi Tymek.

Chłopcy podkreślają, że w break dance fajne jest to, że nie ma ograniczeń w liczbie trików. Cały czas można coś dodawać, ulepszać. Sami, jak mówią, potrafią po kilkadziesiąt różnych trików. I ciągle uczą się nowych.

Tymek
Tymek. Fot. Save The Beat

Bracia mają za sobą start w zawodach w Dźwirzynie. Brali także udział w pokazach break dance, między innymi w Galerii Handlowej Starówka w Stargardzie i w szczecińskiej Kaskadzie.

– Na zawodach w Dźwirzynie ja miałem pierwsze miejsce, a mój brat drugie i nie wiem czemu, bo powinien wygrać – mówi Leon.

Rodzice tłumaczą w takich sytuacjach dzieciom, że nie zawsze się wygrywa, a żeby osiągać sukcesy trzeba dużo i cierpliwie ćwiczyć.

Save The Beat
Ekipa Save The Beat podczas pokazów w Kaskadzie. Fot. Save The Beat

Długo w miejscu nie usiedzą

Rodzice podkreślają, że chłopcy mają bardzo dużo energii w sobie.

Chłopaków jest wszędzie pełno, tak jakbyśmy mieli piątkę dzieci, a mamy dwójkę.

Jarosław Gładysz

Pani Julia i pan Jarosław szukali możliwości spożytkowania tej energii.

– Próbowaliśmy różnych rzeczy, związanych z ruchem – mówią rodzice. – Rowery, deskorolki, hulajnogi. Chłopcy próbowali sztuk walki, jazdy rowerem, ale są na to jeszcze troszkę za mali. Na równi z tańcem trenują piłkę nożną w klubie Wicher Reptowo. Ale najbardziej podpasował im taniec.

Pytam braci, czy poza spaniem w nocy, odpoczywają choć trochę? Czy mają w dzień takie chwile, że sobie posiedzą albo poleżą i po prostu nic nie robią?

– Nie no, czasami się uspokajam, ale nie tak, żeby leżeć – odpowiada Leon.

Bracia
Wycieczki rowerowe to także sposób braci na spędzanie czasu. Fot. Prywatne

Co więc wtedy robią?

– Rysujemy, bawimy się, układamy klocki, puzzle – odpowiada starszy z braci. – Jak znajdziemy czasem jakąś starą zabawkę, to kombinujemy, co z nią można zrobić. Gdzieś ją przywiązać, przyczepić, przykleić.

A co z komputerem czy telefonem? W tych czasach dla wielu młodych ludzi to narzędzia codziennego, czasem wręcz ciągłego, użytku. Jak jest z tym u Leona i Tymka?

– My też używamy, ale nie cały czas – zdradza Tymek.

– Kiedy mój brat jest jeszcze w przedszkolu, a ja nie mam nic do roboty, nie mam z kim się pobawić, wtedy siadam do komputera – mówi Leon.

Strażacy
Bracia na festynie. Oczywiście nie na siedząco. Fot. Prywatne

Ile ruchu, tyle jedzenia

Bracia dwa razy w tygodniu ćwiczą podczas godzinnych zajęć grupowych w szkole Save The Beat. Podpytuję chłopaków, czy dla tak aktywnych ruchowo osób to mało?

– No – odpowiada Leon.

– Najbardziej dla mnie to mało – dodaje od razu Tymek.

Podczas naszego spotkania Tymek kilka razy wstaje, chodzi po szatni, pokazuje ruchy taneczne. Ledwo skończyliśmy rozmawiać, pobiegł na salę taneczną, gdzie trenowała inna grupa, by wykonać jeszcze kilka ćwiczeń. Tacie nie było łatwo namówić go do wyjścia i powrotu do domu.

Co sekundę jesteśmy głodni. Tyle ruchu wyprawiamy, że musimy dużo jeść.

Leon

To nic, że późno i ciemno

W domu u Leona i Tymka o tańcu się mówi, ogląda się go i ćwiczy na dywanie. Okazuje się, że bracia osobno nie trenują. Jeden czeka na drugiego zanim rozpocznie ćwiczenia.

– Sami nie tańczą, zawsze robią to razem – potwierdza tata. – Jeden pokazuje coś drugiemu. Tak też mają na zajęciach. Wiadomo, ćwiczą triki, ale mają też rywalizację. To co trenują, próbują potem tego samego w domu.

Są czasem takie dni, że starszy brat musi dłużej poczekać na powrót do domu młodszego. Gdy Tymek jest jeszcze w przedszkolu, a kolegów Leona – Kornela i Piotrka nie ma u siebie, wtedy musi sam sobie znaleźć jakiś sposób na spędzenie czasu w oczekiwaniu na brata. W takich sytuacjach wybiera komputer albo oglądanie bajek i to są te rzadkie momenty, kiedy nie jest w ruchu. Kiedy już bracia są razem w domu, zaczynają wymyślać wspólną zabawę. Wcześniej czy później pada hasło: break dance.

– Na przykład organizujemy bitwę taneczną i nieważne, że jest późna pora – mówi Leon. – Prosimy tatę, żeby włączył jakąś fajną muzykę. Mama czasem mówi, że już bardzo późno, że ciemno i trzeba iść spać, a my w tym czasie robimy bitwy, tańczymy przeciwko sobie. A jeśli nie taniec, to czasem robimy różne występy.

Plaża
Nieco inne spojrzenie na morze. Fot. Prywatne

Chłopcy podkreślają, że ćwiczą break dance tylko przy muzyce.

– Bardziej pasuje nam do tańca muzyka – odpowiada Leon. – Kiedy wsłuchujesz się w muzykę, słyszysz te fale i łatwiej ci rozpoznać, jakie możesz zrobić różne figury. Przeżywam taniec. Kiedy tylko zaczyna mi się nudzić, głowa i całe ciało mówi mi „tańcz, tańcz, tańcz” i ja zaczynam tańczyć.

– Ja też – dodaje Tymek. – Mojemu tacie podobają się moje tańce i ja w domu mu je pokazuję, a on się zadziwia.

Światowe wyzwanie

Czy chłopcy stawiają sobie jakieś cele, które chcieliby zrealizować w tańcu, czy na razie traktują taniec jako dobrą zabawę i sposób na spędzanie czasu?

– Red Bull BC One. To jest mój cel – odpowiada bez chwili zastanowienia Tymek.

Red Bull BC One to coroczne ogólnoświatowe finałowe zawody break dance, w których biorą udział dziewczyny (b-girls) i chłopacy (b-boys), wyłonieni w kwalifikacjach w różnych krajach. Miejsca finałowych zawodów się zmieniają. Są to różne państwa i różne miasta. W 2021 roku była to Polska i Gdańsk. Właśnie o występie w światowym finale Red Bull BC One marzy Tymek.

– Ja tam wystąpię – mówi 5-latek. – Chcę być w przyszłości prawdziwym tancerzem.

Starszy z braci stara się dzielić pasję po równo między taniec a piłkę nożną.

– Na razie idę różnymi ścieżkami. Raz taniec, raz piłka, czasem jeszcze coś innego – wyjaśnia Leon. – Ja mam takie plany, by dostać się do FC Barcelona.

Na boisku piłkarskim bracia odgrywają inne role.

– Najbardziej lubię grać jako napastnik – mówi Leon.

– A ja jestem bramkarzem – wyjaśnia Tymek.

Piłka nożna
Tymek i Leon trenują w klubie piłkarskim Wicher Reptowo. Fot. Prywatne

Taniec i piłka nożna pochłaniają wiele czasu. Co w tej sytuacji z nauką? Pytam Leona, jak mu idzie w szkole?

– No, dobrze – odpowiada drugoklasista. – Jak nie byłem trzy dni w szkole, to musiałem odrobić kilkanaście zadań domowych. Trochę lubię się uczyć, ale wolę się ruszać niż siedzieć nad zeszytami i tak wolno, równo pisać.

Leon dodaje, że w szkole też znajduje czas, by się trochę poruszać. Nie tylko na wuefie.

– Mogę trochę poćwiczyć na sali gimnastycznej, kiedy na przykład jest najdłuższa przerwa, ta dwudziestominutowa – mówi Leon.

Break dance dla rodziców? O, nie!

Rodzice Leona i Tymka podkreślają, że chłopcy mają różne charaktery.

– Tymek jest wrażliwy, wszystko bierze do siebie – uważa pan Jarosław. – Jest też bardzo zacięty, ale łatwo go urazić. Jak ktoś mu powie, że w czymś mu nie idzie, to potrafi się zaciąć. A Leon? Leon idzie jak burza. On się nigdy nie zatrzymuje. Jest też motorem napędowym całej tej karuzeli. Tymek jest dużo spokojniejszy, a przy Leonie bardziej się nakręca.

Tymek jest bardziej zacięty. Kiedy mu coś nie wychodzi, to będzie próbował do czasu, aż mu się to uda. Leon ma tak, że kilka razy spróbuje, ale jak coś nie wyjdzie, to powie sobie, no dobra, innym razem się uda i próbuje czegoś innego.

Julia Gładysz
Rodzina Gładyszów
Tata Jarosław, Tymek, mama Julia, Leon. Fot. Prywatne

Rodzice wierzą, że synowie pozostaną na długo w tej tanecznej pasji.

– Cały czas staramy się próbować czegoś nowego, ale to taniec ich najbardziej angażuje – mówi pan Jarosław. – Spróbowaliśmy jeszcze zajęć jiu-jitsu, ale widzieliśmy, że to już za dużo wszystkiego. No i trzeba było z czegoś zrezygnować. Pytaliśmy, czy z piłki czy z tańca. No to nie chcieli tego odpuścić. Zrezygnowaliśmy więc z jiu-jitsu.

Bracia potrafią wyciągnąć rodziców na przejażdżki rowerowe, z tatą chodzą na skatepark. Chłopcy jeżdżą na hulajnogach, tata na deskorolce. Jeśli chodzi o break dance, na to rodzice nie dali się namówić.

– To już chyba nie czas dla nas na coś takiego – uśmiecha się tata. – Stanąć na głowie bym potrafił, ale żeby się kręcić, to już nie.

Tymek
Każda okazja jest dobra, żeby poćwiczyć. Tutaj Tymek. Fot. Prywatne

Pierwszego poznałem Leona, który chodzi na zajęcia od trzech lat. Tymek przyszedł za nim, na początku było to podpatrywanie brata. Przyszedł na pierwszy trening Leona, usiadł, zobaczył jak to wygląda. Po roku tata stwierdził, że Tymek też może spróbować. Tymek zaczął trenować i zrobił niesamowity progres. W ciągu pół roku podskoczył do poziomu brata. No i zaczęła się ich wspólna przygoda. Są fenomenami. Tymek robi praktycznie wszystko to, co robią 12-latkowie. Obaj są bardzo charakterni. Tymek jest nakręcony na wykonywanie jakichś elementów. Niekończąca się energia. To są chłopcy, którzy chyba całe dnie są na obrotach. Leon potrafi zrobić sobie kilka minut przerwy w treningu, ale zaraz jest kolejny wystrzał. Oni wzajemnie się napędzają. Jak jeden coś zrobi, to drugi chce to powtórzyć, czasem poprawić. Ich pasja nie polega na tym, że przyjdą tutaj na godzinę i koniec. Oni tym żyją i oby tak u nich zostało. W domu oglądają nagrania, ćwiczą. Słyszałem, że tańczą wszędzie, kręcą się wszędzie. Jeden z nich podobno nawet w kościele próbował. Wiadomo, że pasje mogą się zmieniać. Ale widzę, że jak czegoś innego próbują, to taniec cały czas zostaje. Myślałem, żeby wystawić ich jako duet w programie „Mam talent”. Nie wiem tylko, jak poradziliby sobie w rozmowie. Leon dałby radę, ale czy Tymek jest na to gotowy, tego nie wiem. Ale rozważam to. Tymek robi rzeczy niesamowite jak na pięciolatka. Kręci się na głowie, co jest przeskokiem. Kręci się na plecach, na rękach. Potrafi wykonać taki trik, który nazywa się air fare, czyli powietrzna flara. Tam jest taki moment, że jest w powietrzu, przeskakuje niczym nie dotykając, takie jakby salto. Popisowy numer Tymka to kręcenie na głowie, robi też różne śruby, spiny, obroty. U Leona to bardziej akrobatyczne elementy, salta.

Paweł Sawicki, współwłaściciel Szkoły Tańca Save The Beat