Agata Grzymska Proc
Agata Grzymska-Proc

Została trenerką odżywiania i uczy zdrowego stylu życia

Zmieniła swój styl życia, swoją dietę, swoją sylwetkę. A wszystko przez to, że zmieniła pracę na taką, która stała się jej wielką pasją! W naszym cyklu Stargard z Pasją Agata Grzymska-Proc, stargardzianka prowadząca w naszym mieście Klub Zdrowego Stylu Życia „11-tka”.

Stargard z pasją – odcinek 9

Klub działa od 6 lat. Powstał jako efekt potrzeby konkretnej zmiany w życiu Agaty. Stworzyła miejsce, które tętni życiem i dobrą energią. Propaguje zdrowy styl życia, a jego naczelna zasada, to: 80% odżywianie plus 20% trening daje 100% zdrowia. Swoimi doświadczeniami i poradami Agata Grzymska-Proc dzieli się z naszymi czytelnikami.

100 procent zdrowia
Agata w Klubie 11, Fot. Emilia Chanczewska

– Wstaję rano, otwieram lodówkę i już jestem w pracy! – śmieje się Agata Grzymska-Proc. – A jak to się zaczęło? Byłam typowym etatowcem, pracowałam m.in. w wojsku, w OHP, w Bursie Szkolnej. To była praca na zmiany, która mnie wymęczyła fizycznie i psychicznie. Mało zarabiałam, nie rozwijałam się. Moje córki mnie prawie nie widziały. Starsza chorowała na długo nie zdiagnozowany refluks, nikła w oczach. Byłam załamana. Bardzo źle się wtedy odżywiałam, byłam zestresowana i zdołowana. Dodawałam sobie energii i humoru czekoladą. Miałam dużą nadwagę – po zmianach zrzuciłam 23 kg, złe samopoczucie, brak siły. Mój starszy brat, który wiedział, że interesuję się zdrowiem, odżywianiem, że lubię pracować z ludźmi, pomagać, opowiedział mi o swoim koledze Jarku z Zielonej Góry, który prowadzi klub związany ze zdrowiem. Zostawiłam małe dzieci i pojechałam tam na staż. Nowe otoczenie, nowi ludzie, nowa wiedza. Na początek odbyłam program startowy, dzięki czemu spadł mi brzuch i dostałam pozytywnego strzała! Zaczęłam z powrotem wyglądać jak człowiek, jak ta kobieta sprzed lat. Trochę schudłam, zaczęłam się oczyszczać, a przede wszystkim nabrałam energii!

Od tej pory Agata specjalizuje się w odżywianiu komórkowym na bazie produktów firmy Herbalife, światowego lidera w produkcji koktajli proteinowych zastępujących posiłek, suplementów diety i produktów do pielęgnacji skóry. Jest trenerem odżywiania i organizatorem klubu zdrowego stylu życia.

Agata

Po powrocie z Zielonej Góry zaczęła działać chałupniczo: zapraszała do domu znajomych, by wypróbowywać na nich nowo poznane metody. Dzięki temu zrobiła miłe odkrycie, jak wielu ma znajomych, którzy chcą jej pomóc – zrobiła około 100 osobom analizy składu ciała! Po kilku miesiącach otworzyła mały klub w biurowcu SARL, a od 5 lat jest w większej siedzibie przy Wojska Polskiego 83/1 w Stargardzie.

Klub Zdrowego Stylu Życia 11-tka

– Szybko stwierdziłam, że ja właściwie nie chodzę do pracy, robię to co robiłam zawsze, tylko właściwie – wyznaje Agata. – Od tej pory mam minimum jedno szkolenie w miesiącu. W czasie pandemii musieliśmy przejść na spotkania online, a było ich jeszcze więcej. Ale nic nie zastąpi spotkań „na żywo”, bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem. Nasz klub propaguje zdrowy styl życia, w którym jest czas na wypoczynek, na spotkania z zaufanymi ludźmi, rozmowy o emocjach. Czasem też trzeba się komuś wypłakać, coś z siebie wyrzucić. Gdy przychodzą do nas zestresowani, sfrustrowani ludzie i widzą naszą energię tłumaczę im, że to dzięki dostarczaniu organizmowi odpowiedniego, wysokooktanowego paliwa. To powoduje mniejszą podatność na stres, większą odporność, ciało przestaje boleć. Według definicji leku jedzenie nie jest lekarstwem, ale w rzeczywistości dobrze by tak działało. Organizm człowieka ma zdolność samozdrowienia.

Nie ma na całym świecie żadnej diety cud, nikt jej dotąd nie wymyślił. Nie ma diety, która byłaby idealna dla każdego. Uniwersalne są jednak podstawy, prawidłowe nawyki żywieniowe: jeść regularnie, nie przejadać się, nawadniać się. Być aktywnym. Nie wolno też zapominać o regeneracji, o wypoczynku.

Agata Grzymska-Proc, Klub Zdrowego Stylu Życia „11-tka”

Fast-foody? Jak najrzadziej!

Pytam Agatę o współczesną młodzież i jej złe nawyki: siedzenie i jedzenie w „maku”, KFC, picie napojów energetycznych.

– Miał wejść przepis bezwzględnego zakazu sprzedaży energetyków osobom przed 18 roku życia, niestety do tego nie doszło – przypomina Agata Grzymska-Proc. – Napoje energetyczne mają bardzo zły wpływ na cały organizm, szkodzą przede wszystkim na kości i mięśnie, a szczególnie na najważniejszy mięsień, którym jest serce. Nie ma potrzeby sięgania po energetyki, bo wszystko jest w naturze. Wpływ na mózg ma całodobowe zapotrzebowanie na wit. C, wit. z grupy B. Jeżeli prawidłowo się odżywiamy, organizm nie potrzebuje żadnych energetyków!

Zdrowy deser

Młodzież niestety bardzo lubi spotykać się i jeść w fast-foodach…

– Nie o to chodzi, by nigdy nie chodzić do fast-foodów, ale by nie robić tego codziennie – podkreśla Agata Grzymska-Proc. – Straszne skutki codziennego jedzenia w McDonald’s pokazał znany dokument „Super Size Me”. To jedzenie bardzo przetworzone, mające nadmiar cukru i tłuszczu. Nie dostarcza składników odżywczych, tylko energię. To powoduje, że już nie tylko dojrzałe kobiety, ale i młodzi chłopcy mają „puste” kości, małą ich gęstość, masę mineralną. Słabo odżywione komórki robią się coraz słabsze. Nowe pokolenia są coraz słabsze, są mniej odporni, szybciej się starzeją, mimo że żyją dłużej, bo medycyna idzie bardzo do przodu. Ludzie są niedożywieni i zanieczyszczeni. Alternatywą do jedzenia złej jakości jest mądra suplementacja, dobre zamienniki posiłków, a do zbyt szybkiego tempa życia – dbanie o regenerację, wypoczynek. Sama nie jem tego typu rzeczy, ewentualnie frytki, ale tylko domowe i rzadko. Jestem smakoszem, nie lubię tylko jeść… mało! Lubię jeść dużo, ale poszukuję regionalnych, wartościowych produktów. To my decydujemy na co wydamy nasze pieniądze oraz co przyniesiemy do domu, dla swojej rodziny, dla dzieci. Jeżeli rodzic pije colę i je w McDonald’s nie oczekujmy, że dziecko będzie robiło inaczej. Warto pamiętać, że są u nas też przecież fajne, prowadzone z pasją pizzerie, restauracje, bary sushi, kawiarnie i można chodzić do nich na zmianę. Że warto czas wspólnie spędzić w plenerze, nad jeziorem, tak jak my to robiliśmy przed laty. Pokolenia źle odżywione są coraz słabsze, mniej odporne. Wszystko zależy od nas, od naszych wyborów. Mamy XXI wiek, który przyniósł i dobre i złe rzeczy. Musimy poszukiwać tych dobrych!

Czasem warto z dnia na dzień coś zmienić w swoich żywieniowych nawykach, choć nie jest to łatwe, szczególnie na początku…

– Gdy nagle zaczniemy dostarczać organizmowi zbilansowanych posiłków to jest dla niego szok, musi się na nowo do tego przyzwyczaić – wyjaśnia Agata. – Podstawowe oczyszczanie organizmu trwa około 3 miesiące. Ale efekty w postaci większej energii mogą być zauważalne już po kilku dniach.

Metamorfoza Agaty

Sposoby na świąteczne (nie) obżarstwo

Pytam Agatę też o nadchodzące święta. Jak przetrwać w polskiej tradycji objadania się po kokardę?!

– Menu wigilijne nie jest niezdrowe, są ryby, sałatki warzywne (oby z małą ilością majonezu!) – mówi Agata Grzymska-Proc. – W naszym domu nie będzie pieczywa, bez sensu jest zapychać się w święta chlebem. Będą warzywa, owoce, mięso, od którego w przyszłości chcemy odejść, bo nie jest niezbędne do życia. Ciasta – tylko domowe. Jak najmniej przetworzonego jedzenia, jak najwięcej przygotowanego w domu. Utrzymuję regularny rytm jedzenia niezależnie czy są święta czy nie. Nie siadam do stołu na kilka godzin, tak jak było u moich rodziców. Zjadamy posiłek i chowamy wszystko do lodówki. Między śniadaniem a obiadem tylko mała przekąska, np. domowe ciasto. W święta nie jem non stop, mam przerwy między posiłkami. Jem wszystkiego po troszeczku, tyle ile zmieści się na jednym talerzu i gdy czuję się syta nie jem dalej.

Agata Grzymska Proc
Agata Grzymska-Proc podczas grudniowego Mikołajkowego Wieczoru Klubowego, Fot. Emilia Chanczewska

Jak przetrwać święta i nie przytyć? Oto proste zasady!

Pamiętaj o wodzie! Zacznij dzień od zdrowego śniadania! Utrzymaj przerwy między posiłkami – twój żołądek ci za to podziękuję! Nie jedz na zapas! Nie da się – uwierz! Nie jedz przed snem! Pamiętaj, święta trwają 2 dni, a nie tygodnie!

Agata Grzymska-Proc, Klub Zdrowego Stylu Życia „11-tka”

Morsowanie to zastrzyk endorfin

Tyle o odżywianiu, a co z aktywnością? W klubie „11” są wspólne ćwiczenia, joga w kameralnym gronie, spacery z kijkami nordic walking, np. na Bobrową Polanę w małym lasku między Stargardem a Żarowem. A oprócz tego wspólne, coniedzielne, zimowe wyjazdy nad jezioro do Kiczarowa, na morsowanie!

Morsowanie
Agata z mężem Piotrem

– Morsujemy drugi rok, spotykamy się w niedzielę o godzinie 11 przy klubie i wspólnie jeździmy nad jezioro w Kiczarowie. Ten temat „chodził za mną” od 5 lat i nie mogłam się przemóc – wyznaje Agata. – W końcu kupiłam sobie i mężowi buty do morsowania. Ale to był środek sezonu, więc odczekałam do następnego i w ubiegłym roku, na samym początku sezonu, gdy było jeszcze dość ciepło, by nie mieć dużego szoku, zaczęłam morsować! To było w czasie szkolenia pod Gdańskiem, ale nie weszłam do morza, tylko do jeziora. Czułam się bezpieczna, bo byłam z przyjaciółmi, którzy od lat morsują. To było szokujące przeżycie. Spodziewałam się, że większym szokiem będzie niska temperatura, a okazało się, że zmiana ciśnienia w płucach, zapanowanie nad oddechem. To jest jednak niezwykły zastrzyk endorfin. Dzięki temu nie marznę już tak jak kiedyś, mam lepsze krążenie. Zmianę odporności trudno mi ocenić, bo odkąd zmieniłam swoje nawyki żywieniowe to nie choruję. Nieraz mam katar, czy boli mnie gardło, ale już nie pamiętam kiedy mnie zmogła cięższa choroba, mimo że nieraz w otoczeniu mam chore osoby.

Pojezierze Drawskie, Stargard, Holandia, Stargard

Agata jest po 40-tce, do Stargardu trafiła w wieku 8 lat z pięknego regionu – Pojezierza Drawskiego.

– Pełno lasów, jeziora, to mnie ukształtowało, dzięki temu wciąż lgnę do natury – wyznaje. – Mam tam rodzinę, przyjaciół, wiele wspomnień… Dziś jestem już zakorzeniona w Stargardzie i teraz bardzo dobrze mi się tu pracuje. A jestem z pokolenia czasu przemian. Wielu moich znajomych na stałe wyjechało za granicę. Mnie też wydawało się, że jestem do tego stworzona – próbowałam kilka lat żyć, pracować w Holandii, gdzie mamy rodzinę – a jednak okazało się, że nie. Bardzo tęskniłam za rodziną, za mamą. Wróciłam i jestem zadowolona. Stargard podoba mi się, bo nie jest za duży ani za mały. Wszędzie można dojść pieszo. Działa tu wielu ludzi z pasją, sportowcy, seniorzy, społecznicy. Odnosi się wrażenie, że wszyscy tu się znamy, przynajmniej z widzenia. Lubię to!