Andrzeja Żychlińskiego ze Stargardu od zawsze fascynują samoloty. Swoją pasję realizuje na ziemi jako modelarz i w powietrzu latając szybowcami. Jest pilotem samolotów ultralekkich. – To nie jest pasja, to nałóg! – śmieje się nasz bohater.
Stargard z pasją – odcinek 8
Jak mówi Andrzej Żychliński, nie mogło być inaczej, bo ma „skażenie genetyczne”
– Mój kuzyn pracował na MiGach, mój wujek to słynny instruktor spadochronowy, podobno dziadek też miał takie zainteresowania – opowiada 38-letni Andrzej Żychlinski. – U mnie zaczęło się w wieku 7 lat od modelarstwa. Zbierałem grosiki i rodzice kupowali mi modele, potem już kupowałem je sam. Miałem dużo wolnego czasu. Zaczęło się bieganie po stolarzach, którzy za posprzątanie hali dawali listwy, sklejkę i można było sobie rzeźbić. Bardzo wcześnie, bo w wieku 19 lat, zostałem instruktorem. Trzeba było utrzymać modelarnię gdy odszedł taki starszy instruktor i ja byłem najbardziej doświadczony. Mimo koleżeńskich stosunków musiałem wyrobić sobie respekt. To było bardzo intensywne półtora roku, dało mi duże doświadczenie. Bardzo często modelarstwo tak jak i u mnie łączy się z lataniem. Gdy byłem w szkole średniej, w technikum w Żninie, zająłem się paralotniarstwem. W żnińskim LOK-u był klub i zaczęło się prawdziwe latanie! Brałem udział w zawodach. Latałem na skrzydłach nowej, polskiej firmy, której zależało, by się w ten sposób pokazać. Licencję pilota samolotów ultralekkich zrobiłem w Ośrodku Szkolenia Lotniczego „GoFly” w Kołobrzegu.
– Lataniem pasjonują się ludzie z jajem, pełni życia, szukający przyjemnych doznań, ale nie przygód – zaznacza Andrzej. – Gdy zaczynasz latać masz do dyspozycji dwa worki, jeden z doświadczeniem, a drugi ze szczęściem. Chodzi o to, by szybciej napełniał się worek z doświadczeniem niż opróżniał ten ze szczęściem… Latanie zmienia perspektywę, daje pewność siebie, ale też wyrabia respekt. Latając trzeba się bać, bo powietrze to żywioł, a technika czasem zawodzi.
Andrzej opowiada o swoich ulubionych, krótkich wyprawach aeropraktem.
– To ultralekki samolot bardzo poprawny w pilotażu – mówi. – Najpierw analizuję pogodę w miejscu, do którego lecę, a potem już tylko podziwiam widoczki. Bardzo lubię latać wzdłuż brzegu Bałtyku. Fajnie jest lecieć bardzo nisko, ale i bardzo wysoko. Na jednym tankowaniu można zrobić 800-1000 km. Lubię też latać do Piły, gdzie mam pełno znajomych, a zimą jest tam zawsze odśnieżony, betonowy pas. Także do Trzebicza, gdzie jest wielu znajomych i małe, prywatne lotnisko, na którym zawsze coś się dzieje. Lotnictwo jest nałogiem… Łapię się na tym, że 10 razy dziennie sprawdzam pogodę, patrzę w niebo jakie są warunki i myślę, czy da się dziś polatać…
Andrzej na swoich social mediach dzieli się wrażeniami z latania, ale jak mówi, to po prostu trzeba przeżyć.
Nie da się opisać słowami i pokazać na zdjęciach uczuć pilota. Startowi towarzyszy adrenalina. Po oderwaniu się od ziemi jestem w innym świecie. Mam fizyczne poczucie życia w trzech wymiarach. Czasami na ziemi jest szaro, a ja mogę przebijać się przez chmury i opalać twarz. Lubię gdy jest mróz, śnieg, powietrze wtedy jest bardziej przejrzyste. Jest pięknie!
Andrzej Żychliński
Andrzej nie jest rodowitym stargardzianinem.
– Przywiało mnie tu ze Żnina w 2006 roku i nie narzekam, bo gdzie mi będzie lepiej? Zawsze staram się żyć tak, by mi było dobrze tam, gdzie akurat trafię – mówi. – Stargard jest taki, że można po nim chodzić, a ja nienawidzę stać w korkach. Trafiłem do Stargardu i zacząłem tu szukać miejsca, w którym mogę rozwijać swoje pasje. Trafiłem do Młodzieżowego Domu Kultury, gdzie Rafał Dziemianko prowadził pracownię modelarstwa rakietowego. Zacząłem tam prowadzić zajęcia z modelarstwa typowo lotniczego. Przejąłem modelarnię i działałem tam około 5 lat. Próbowaliśmy startować w zawodach, były sukcesy. Potem zaczęła się pandemia i zrobił się zastój. Od tej pory organizowanych jest mniej zawodów.
Jak opowiada Andrzej Żychliński, który preferuje oldtimery (modele, których konstrukcja pochodzi sprzed 1951 roku) wykonanie modelu samolotu wymaga poświęcenia od pół roku pracy. Najpierw jest plan, goła deska, listwa, potem wycinanie, sklejanie i dopracowanie konstrukcji, by poleciała!
– Młode pokolenie jest teraz takie, że nie wchodzi w coś głębiej, chce mieć szybki efekt – mówi A. Żychliński. – Nie wchodzą w dłuższe projekty. Ja preferuję „rzeźbienie” od zera, a to wymaga bardzo dużo czasu i oczywiście precyzji. Oprócz podejścia ważne też są finanse. To są kosmiczne pieniądze! Sensowny model kosztuje od 2 tys. zł, do tego akcesoria: akumulatory, ładowarki. Są modele wartości samochodu, lekkie i bardzo mocne duże, akrobatyczne, 3-metrowe modele wyposażone w silnik. Pasjonaci pracują po 12 godzin dziennie, by mieć takie zabawki. W locie nie idzie odróżnić czy to duży model czy samolot. Zdarza się niestety, że po pół roku pracy jest 10 sekund lotu i szufelka… Konstrukcja okazuje się niedopracowana. To boli, szczególnie portfel, ale takie sytuacje są wkalkulowane w tę pasję. Model pływający ucieknie w trzciny, latający spada na twardą ziemię. Bardzo ważna jest edukacja techniczna. To nie tylko modelarstwo i „zabawa samolocikami”. To obsługa maszyn, narzędzi, wiedza praktyczna, która może się przydać w życiu codziennym. Oczywiście trzeba mieć do tego predyspozycje.
Zawodowo Andrzej Żychliński był związany z wojskiem. Była to długa przerwa od lotniczej pasji.
– Uciekłem z armii w odpowiednim momencie – uważa. – Obecnie pracuję w Stargumie, ale swoją przyszłość zawodową chciałbym za jakiś czas związać z lotnictwem. Jestem związany z Aeroklubem Szczecińskim. Z ekipą ludzi w podobnym wieku, z którą dużo trenujemy. Zajmujemy wysokie miejsca w zawodach. Stawiamy na profesjonalizm i bezpieczeństwo. Na co dzień siedzę tam na wyciągarce szybowcowej. Odpowiadam za dwa życia, który są na drugim końcu liny… To wielka odpowiedzialność, tak jak zresztą w każdej czynności lotniczej.
Polska ma przeogromne sukcesy w sportach lotniczych, ale niestety nie są tak medialne, jak na przykład piłka nożna. Niestety bardziej medialne są wypadki lotnicze, niż sukcesy.
Andrzej Żychliński
Grudzień to czas, kiedy Andrzej wraca do życia. W maju miał wypadek motocyklowy koło Nowogardu, przez co nie wziął udziału w Mistrzostwach Europy w Czechach, do których przygotowywał się pół roku. Po miesiącu dopiero wstał z łóżka. Teraz już myśli o imprezach.
– Na pewno na koniec wakacji będę organizował kolejny Szczeciński Piknik Modelarski – zapowiada Andrzej Żychliński. – Wiem, że w planach na przyszły rok jest dużo imprez modelarskich. Chciałbym wziąć w nich udział jeżeli tylko czas i finanse pozwolą!
Za miłą i słodką gościnę dziękujemy piekarni i cukierni MAXAN Czekolada chleb i kawa Stargard przy ulicy Piłsudskiego 6 w Stargardzie.