Jacek Łagiewka

Krwiodawstwo weszło mu w krew

Stargardzki żołnierz od 18 lat, krwiodawca od ćwierć wieku, od 10 lat prezes wojskowego klubu HDK PCK Saper Stargard. Także członek zarządu Oddziału Rejonowego PCK w Stargardzie. Wcześniej harcerz, pogranicznik, od niedawna weteran i mąż zaufania w jednostce, w której służy. Kolejny bohater cyklu Stargard z pasją to Jacek Łagiewka.

Stargard z pasją – odcinek 29

Zimowisko z harcerzami

Jak zaczęła się przygoda ze społeczną aktywnością Jacka Łagiewki? Zacznijmy od początku!

– 1994 rok, VIII klasa SP 8 w Kluczewie, przez przypadek pojechałem na zimowisko z harcerzami ze stargardzkiego hufca. I to był początek mojej przygody, mojego działania – wspomina Jacek Łagiewka. – Komendantem był wówczas Leon Sulżycki, to były też czasy Zbyszka Niegierysza. Bardzo ważną osobą dla mnie, w moich początkach w harcerstwie, był Jurek Tatoń, także druh Becela, druh Mamoń. To byli tacy powojenni NGOS-y (działacze organizacji pozarządowych), wiele się od nich uczyłem. Zdobyłem też uprawnienia wychowawcy kolonii, kierownika placówek opieki dla dzieci i młodzieży. Nieżyjący już Jerzy Tatoń zaraził mnie i harcerstwem i LOK-iem (Liga Obrony Kraju), strzelectwem sportowym, którym zajmuję się do tej pory, jestem związany ze stargardzkim Stowarzyszeniem Batalion, które ma strzelnicę w Chociwlu. Zrobiłem uprawnienia sędziego Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego. Mam uprawnienia do prowadzenia strzelań z praktycznie każdego rodzaju broni, które zdobyłem nie w wojsku, ale w cywilu. Wracając do harcerstwa, konikiem Jerzego Tatonia była także fotografia, tworzenie kronik, które nam często pokazywał. Poza tym organizowaliśmy pierwsze stargardzkie finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Jacek Łagiewka WOŚP
Stargardzki finał WOŚP w 2006 r. Z prawej Jacek Łagiewka, fot. Emilia Chanczewska, archiwum
Jacek Łagiewka
Fot. Paweł Zdziech, Show Foto

Zawsze gdzieś należałem

Myślę, że właśnie dlatego, że takich ludzi wówczas w Stargardzie spotkałem, zaczęła się moja aktywność, która trwa do dziś. Dużo rozmawialiśmy i te osoby w pewnym stopniu mnie ukształtowały, były moimi autorytetami. Mimo że ich opowieści z czasów bezpośrednio po wojnie były abstrakcyjne. Ciężko to było sobie wyobrazić. Mieliśmy możliwość takich ludzi spotkać, dla naszych dzieci to już będą tylko postaci historyczne – uważa Jacek Łagiewka. – Od czasów harcerstwa już zawsze należałem do jakiejś społecznej organizacji. Harcerstwo, Polski Czerwony Krzyż, od niedawna pełnię funkcję męża zaufania korpusu podoficerskiego. W wojsku nie może być związków zawodowych, są organy przedstawicielskie. W przypadku gdy korpus odczuwałby, że dzieje się coś złego, że naruszane są jego prawa, mam prawo iść do dowódcy i przedstawić jego racje. Koledzy zdecydowali, że jako społecznik nadam się do pełnienia takiej społecznej funkcji. Każda taka działalność nie wiąże się z korzyściami finansowymi, ale z zadowoleniem że dobrze spędzam czas, a jako krwiodawca, tak jak każdy, dostaję czekolady. Oddałem 30 litrów krwi. Satysfakcją jest, że nasz klub jest największym klubem krwiodawców w Zachodniopomorskiem.

Od Atomówek do Szlachetnej Paczki

Najbliżsi Jacka, żona Paulina i córka Alicja, to także aktywne dziewczyny.

Cieszę się, że moja żona Paulina także stara się aktywnie działać na różnych płaszczyznach, w Szlachetnej Paczce, w stowarzyszeniu Omne Verbum, wcześniej w grupie Atomówki chodzącej z kijkami nordic walking – wymienia J. Łagiewka. – Córka Alicja, uczennica VIII klasy SP, była harcerką, teraz zaangażowała się w sport, trenuje siatkówkę w Spójni. A jak ze sportem u mnie? Biegam, ale bardziej rekreacyjnie, w zorganizowanych stargardzkich biegach. Staram się podczas tych biegów promować ideę krwiodawstwa, zdarzyło mi się także biec z koszulce promującej akcję rejestracji potencjalnych dawców szpiku. To dobra okazja do rozpowszechniania takich akcji, bo jest dużo uczestników, wielu obserwatorów.

Jacek Łagiewka
Fot. Marcin Fedorowicz

Chcieli mieć wolne, złapali bakcyla

A jak zaczęła się wielka przygoda naszego bohatera z ideą honorowego krwiodawstwa?

– Szkoła średnia, ZSMR na Wita Stwosza (Zespół Szkół Mechanizacji Rolnictwa) i zorganizowana akcja, na którą poszliśmy całą klasą. To był 1997 rok, miałem 18 lat. Poszliśmy „na nieświadomce”, bo nie chcieliśmy być na lekcjach, ale okazało się, że to bardzo fajna akcja, bardzo przychylnie odebrana przez dyrekcję szkoły, szczególnie wicedyrektora Janusza Przemysława Borkowskiego – wspomina Jacek.

Jeden cel – wspólne zwycięstwo!

Jacek Łagiewka pracę zawodową rozpoczął w Straży Granicznej w Szczecinie, skończył podoficerską szkołę we Wrocławiu, po której rozpoczął służbę w 2 stargardzkim batalionie saperów (czerwone koszary). Tam przed 10 laty założył Wojskowy Klub HDK PCK „Saper” Stargard. To wspólna inicjatywa żołnierzy całego Garnizonu Stargard, zgodnie z mottem BWD WKPW „Jeden cel – wspólne zwycięstwo!”

W stargardzkich jednostkach wojskowych spotkałem wielu honorowych krwiodawców chętnych do oddawania krwi, akcje oddawania krwi były popierane przez przełożonych, postanowiłem więc założyć klub – mówi Jacek Łagiewka. – W 2013 roku zaczęliśmy działalność. Szybko okazało się, że naszymi akcjami zainteresowani byli żołnierze z całego stargardzkiego garnizonu, brali w nich udział także policjanci, strażacy, cywile. W połowie czerwca będziemy świętować 10-lecie klubu, przez ten czas przewinęło się kilkaset osób, zorganizowaliśmy ponad 50 akcji, na których oddane zostały setki litrów krwi przez ponad 1000 osób. Oczywiście nasi krwiodawcy oddają regularnie krew także indywidualnie.

Mają już na stałe 2 dni wolnego

W Stargardzie Rejonowa Rada HDK, z Jerzym Bochenkiem na czele, prowadzi akcje w szkołach średnich (Młoda krew ratuje życie) i tam najczęstszym przyczynkiem jest ciekawość, po drugie brak lekcji w tym dniu i myślę, że wiele osób zaczyna z taką myślą. Potem jednak to krwiodawstwo… wchodzi w krew! – mówi J. Łagiewka. – Robi się to z pobudek czynienia dobra, mówi się o krwi jako bezcennym darze. W Polsce krew oddaje ok. 600 tys. osób, czyli ok. 1,5 procenta społeczeństwa, to więc wąska grupa. Gdy w Stargardzie przy Limanowskiego działała stacja krwiodawstwa, szacowało się, że z powiatu stargardzkiego krew oddaje w sumie 2000 krwiodawców. Dla porównania nasz klub zrzesza ich 150. Zdecydowana większość są to więc osoby niezrzeszone. Sytuację HDK poprawiła zmiana przepisów w związku z pandemią, dwa dni wolnego. Stan zagrożenia epidemicznego został właśnie przedłużony do końca czerwca. Weszła też w życie tzw. ustawa onkologiczna (ustawa o Krajowej Sieci Onkologicznej), która te dwa dni dla krwiodawców ustanawia na stałe. Jednak medal ma dwie strony. Na plus jest zachęcenie krwiodawców w ten sposób do oddawania krwi, natomiast na minus jest to dla pracodawców, którzy nie dość, że muszą dać dwa dni wolnego, to jeszcze muszą im za to normalnie zapłacić. Ustawodawca przychylił się do postulatów krwiodawców obciążając kosztami pracodawcę. Środowisko pracodawców niechętnie przyjęło te zmiany prawne.

Zrozumieć można stojąc na krawędzi

Czy nie wszyscy rozumieją, że krew była, jest i będzie potrzebna zawsze?

Jeżeli kogoś taka potrzeba nie dotknęła bezpośrednio, inaczej to postrzega – odpowiada Jacek Łagiewka. – Można mówić, np. że skoczy się ze spadochronu, na bungee, ale dopóki nie stanie się na krawędzi, wydaje się to abstrakcyjne. Podobnie jest z krwiodawstwem. Gdy kogoś bezpośrednio nie dotyczy problem braku krwi, czy poważnej choroby, wie że są jacyś krwiodawcy, jest gdzieś jakaś krew. Często odbieram maile, głównie z naszego regionu, ale nie tylko, z pytaniami o możliwość zorganizowania akcji oddawania krwi, są to sytuacje zagrożenia życia, m.in. w przypadku chorób onkologicznych. Przy białaczce przetaczanie krwi bywa potrzebne bardzo często, co kilka dni, nawet co dzień, i musi to być konkretna jej grupa. Tylko co z tego jeżeli oddamy całą grupą krew, jeżeli osoby z tej grupy nie będą mogły potem przez dwa miesiące jej oddawać? Akcje nie mogą być skumulowane, bo zrobi się problem z dostępnością krwi. Gospodarka nią musi być racjonalna. Dlatego czasem wstrzymywane jest na jakiś czas przyjmowanie krwi konkretnej grupy, bo akurat jest jej dużo i gdy nie zostanie wykorzystana, pójdzie „do pieca”. Nasz klub pełni funkcję informatora, przekazujemy dane o organizowanych w regionie akcjach. Prezesi klubów nawzajem się znają, mamy kontakt i wspieramy się, promujemy nawzajem swoje akcje i staramy się nie wchodzić sobie w drogę z terminami akcji. A akcji w ostatnich latach było mniej, ze względu na obostrzenia pandemiczne. Poza tym nasz klub jest wojskowy, a w ostatnim czasie wojsko ma inne priorytety, na pierwszy plan wyszły zadania podstawowe dla wojska, które nie jest przecież głównie od oddawania krwi…

Czy klub organizuje akcje dedykowane konkretnym potrzebującym?

Organizowaliśmy tzw. akcje na ratunek, ale to nie do końca tak działa – odpowiada prezes Klubu Saper. – Gdy zbieramy krew dla „Jana Kowalskiego”, to potem w stacji krwiodawstwa stoi tylko dla niego wiaderko, tak nie jest. To bardziej działanie psychologiczne, gdy wskazujemy konkretną osobę, dla której zbieramy krew, angażuje się jej rodzina, grupa znajomych. Ale ta cała krew nie jest stricte przeznaczona dla niej, przecież w każdej chwili może pojawić się osoba pilnie potrzebująca krwi.

29 maja jest Dzień Weterana i w związku z tym 30 maja, w Klubie Wojskowym przy 11 Listopada robimy akcję krwiodawstwa pod hasłem „Oddaj krew z weteranami”. 14 czerwca przypada Międzynarodowy Dzień Krwiodawstwa. W połowie czerwca będzie gala 10-lecia naszego klubu Saper, który jest znany i lubiany w całym regionie.

Jacek Łagiewka o najbliższych planach

Dobry wizerunek wojska

Praca także jest moją pasją – przyznaje Jacek Łagiewka. – Miałem płynne przejście z munduru harcerskiego do zawodowego, w 1999 roku rozpocząłem służbę ze Strażą Graniczną w Szczecinie, pilnowało się wtedy granicy z Niemcami, takie były czasy. W 2004 roku zacząłem szkołę podoficerską we Wrocławiu, na kierunku inżynieryjnym i po roku skierowani mnie do służby w Stargardzie, do 2 bsap. w czerwonych koszarach. Od 2019 roku służę w Brygadzie Wsparcia Dowodzenia Wielonarodowego Korpusu Północny-Wschód (białe koszary). Jestem podoficerem w stopniu młodszy chorąży. Przełożeni wspierają moją działalność w ramach HDK, bo wpisuje się w „budowanie przychylnego wizerunku wojska w społeczeństwie” oczywiście oprócz tego, że niesiemy pomoc. Klub nie jest jednak w strukturach wojska, jako klub branżowy jest jednostką organizacyjną Polskiego Czerwonego Krzyża, z siedzibą przy Limanowskiego 24.

Weteran pokojowej misji

Z Jackiem Łagiewką spotykam się podczas jego aklimatyzacyjnego urlopu. 10 marca br. wrócił z misji w Libanie. Symboliczny drogowskaz pokazywał mu tam, że pół roku spędził będąc aż 2700 km od domu!

Jestem więc też świeżym weteranem misji poza granicami kraju – mówi o sobie nasz bohater. – Wyjechałem w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych, w błękitnym hełmie, błękitnym berecie. To specyficzna misja, w której jesteśmy „peacekeepers” – trzymający pokój. Generalnie żołnierze się ukrywają, kamuflują w swoich zadaniach, a w misja ONZ jeździmy białymi pojazdami z wielkimi literami UN (United Nation – Narody Zjednoczone), z przymocowaną wielką flagą, chodzimy w błękitnych hełmach, wszystko po to by było nas widać z daleka. By strony konfliktu wiedziały, że to siły pokojowe, mające utrzymać pokój, tworzyć bufor między nimi. Nasz batalion był irlandzko-polski (Irishpolbatt), ale byłem tam też, pod błękitną flagą, razem z żołnierzami z Ghany, Nepalu, Malezji, Indonezji, to był wielki miks kulturowy. Każde państwo chce się zaprezentować, przedstawić choć fragment swojej kultury. Narodowe święto każdego kraju jest uroczyście obchodzone. Był zorganizowany nawet koncert rockowy uczestników z różnych krajów, grających na różnych instrumentach. To było fajne wydarzenie. Trzeba podkreślić, że udział w takiej misji to nie jest przygoda, przyjemność, to wyrzeczenie i oczywiście ciekawe doświadczenie, którego jednak nikomu nie życzę. Dlaczego? Byliśmy w miejscu, w którym dzieje się coś złego, jest skonfliktowane i potrzebne są tam siły, by utrzymać pokój. Wiąże się to dla mnie z moją działalnością charytatywną, bo ONZ to utrzymanie pokoju, działanie dla dobra tego państwa. Była tam też akcja krwiodawstwa i nasza stargardzka krew w dobrej sprawie została przelana w Libańskim Czerwonym Krzyżu, posłużyła w lokalnych szpitalach.

Cieszmy się z małych rzeczy

Jak opowiada, 2 tygodnie zajęła mu aklimatyzacja w Stargardzie. Przez pierwszy tydzień w ogóle nie wychodził z domu, walczył z problemami żołądkowymi po przestawieniu się na inne jedzenie. A jak jada się na libańskiej misji ONZ?

W naszym irlandzko-polskim batalionie 2 dni gotowali Irlandczycy, jeden dzień Polacy. U Irlandczyków na śniadanie dzień w dzień była owsianka i 2 jajka, potem dużo frytek, hamburgery, taco – opowiada. – Kuchnia polska to był oddech, zupa, schabowe. Gdy opuszczaliśmy bazę jedliśmy lokalne potrawy. Lubię hummus, a tam był taki prawdziwy z dobrą oliwą i przyprawami. Świeże owoce morza, szaszłyki z grilla.

Pytam także o zwiedzanie Libanu.

– Zwiedzaliśmy miejsca kultu religijnego, związanego z chrześcijaństwem, z Maryją – wspomina. – Wrażenie robi tam ukształtowanie terenu, Morze Śródziemne i zaraz góry, z daleka widać było ośnieżone wzgórza Golan. Podobało mi się tam i klimat mi służył, przeszła alergia i jak na razie nie wraca. Na pewno powietrze jest czystsze, mimo że na każdym kroku palą śmieci, bo nie ma tam przemysłu, fabryk.

Jacek Łagiewka

Jakie wnioski wywozi się dla siebie z takiej misji?

Że trzeba się cieszyć tym, co się ma! – odpowiada bez wahania J. Łagiewka. – I pod kątem pokoju w Ojczyźnie, ale także mniejszych, codziennych rzeczy: że u nas jest prąd, bieżąca woda, ciepło. Tego się na co dzień nie zauważa, a tam to się widzi. My jako żołnierze to wszystko mieliśmy, ale żyjący tam ludzie niestety nie. Tam się funkcjonuje z dnia na dzień. Prąd jest dostępny 2-3 godziny dziennie. Mocno ograniczony jest też dostęp do bieżącej wody zdatnej do picia.

Co z nich wyrosło?

Czy dzięki tak dużej aktywności Jacek ma dużo ciekawych znajomości?

Część bohaterów cyklu Stargard z pasją to moi znajomi! – odpowiada Jacek Łagiewka. – Na przykład w latach ’90, na harcerskim obozie w Bieszczadach, poznałem Damiana Gralaka, który był jego komendantem. Zaliczał mi sprawności, musiałem gdzieś nad Soliną złowić rybę. Poznałem też Andrzeja Kaszubskiego, byłego dyrektora SCK, który był komendantem hufca. Aktualna dyrektor SCK też była w harcerstwie! W stargardzkim harcerstwie byli naprawdę fajni ludzie, którzy dziś są na różnych ciekawych stanowiskach: ratownik medyczny, lekarz, architekt, dyrektor zakładu karnego, oficer wojsk specjalnych, policjant, psycholog, czy znany w Polsce cukiernik, występujący w TV… Wszyscy nadal są aktywni, wielu jest menedżerami i odniosło sukces, choć oczywiście to pojęcie może mieć dla każdego inne znaczenie. Byliśmy takimi NGOS-ami lat ’90, choć wówczas tak się nie nazywało, po prostu tworzyliśmy fajną grupę fajnych ludzi. Spotkanie ich z pewnością mnie ukształtowało. Udział w każdej organizacji dał i także jakąś nową umiejętność, mniej czy bardziej przydatną w życiu.

Jacek Łagiewka

Stargard to moje miasto

Jacek Łagiewka opowiadając o różnych aspektach swojej działalności mówi także, że ma ona wymiar patriotyzmu lokalnego, bo praktycznie zawsze dedykowana jest stargardzkiej społeczności. A ze Stargardem związany jest od pierwszych miesięcy życia (urodził się w 1979 roku), choć w dowodzie ma podwarszawski Milanówek, bo akurat tam wówczas znaleźli się jego rodzice. Po powrocie do Stargardu mieszkali w Kluczewie. Teraz nasz pasjonat z własną rodziną mieszkają przy jego pracy w białych koszarach, na osiedlu Zachód.

Stargard to moje miasto, chyba nie wyobrażam sobie innego miejsca – wyznaje. – Kilka razy pojawiała się opcja, ze względów służbowych, że mógłbym się przeprowadzić, bo przecież żołnierz może trafić gdziekolwiek, ale mam to szczęście służby w Stargardzie i bardzo mi to odpowiada. Stargard na pewno się rozwija. Uważam, że jest bardzo przychylne środowisko dla wszelkich pasjonatów i tych NGOS-ów. Stargardzki samorząd zawsze takie inicjatywy wspierał, czy to sportowe, czy związane z działalnością pomocową. Byłem w kilku różnych miejscach, ale zawsze tęsknię do Stargardu. Bo to jest dobre miejsce!

Za miłą i słodką gościnę dziękuję piekarni i cukierni MAXAN Czekolada chleb i kawa Stargard przy ulicy Piłsudskiego 6 w Stargardzie.

Jacek Łagiewka Emilia Chanczewska
Jacek Łagiewka i Emilia Chanczewska, fot. MAXAN

Na koniec lista najważniejszych z licznych ODZNACZEŃ Jacka Łagiewki za jego działalność społeczną:

  • 2020 rok Brązowy Krzyż Zasługi
  • 2020 rok Zasłużony dla Zdrowia Narodu
  • 2022 rok Gryf Zachodniopomorski
Jacek Łagiewka
Fot. Tomasz Minko