Sebastian Machowski PGE Spójnia Stargard
Fot. Grzegorz Drążek. Sebastian Machowski podczas prezentacji stargardzkiego zespołu przed rozpoczęciem sezonu 2022/2023

Trener Machowski i jego pomysł na PGE Spójnię. My oddajemy serce na parkiecie, a kibice na trybunach

O PGE Spójni, zawodnikach, kibicach i o Stargardzie. Z trenerem stargardzkiego zespołu ekstraklasy, Sebastianem Machowskim rozmawiał Sebastian Drążek, współpracownik Stargard.News i kibic Spójni.

– Gratulacje. Ostatnie tygodnie w wykonaniu PGE Spójni są wyśmienite. Pięć zwycięstw z rzędu i na rozkładzie mistrz oraz wicemistrz Polski.

– Dziękuję bardzo. Rzeczywiście, cieszy seria meczów bez porażki. Świetnie to wpływa na atmosferę w zespole. Ja zawsze jednak powtarzam, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Teraz skupiamy się na kolejnym przeciwniku. Jeżeli przegramy z GTK Gliwice to wszyscy zapomnimy o tej serii i znowu będzie zero po stronie zwycięstw. Jestem jednak spokojny o mój zespół, bo wiem jaką drogę przeszliśmy, aby zbudować obecną formę. Zawodnicy znają swoją wartość, ale na szczęście nie odlecieli i twardo stąpają po ziemi.

– Początki w Stargardzie nie były łatwe. Jak pan ocenia pierwszą część sezonu?

– Przede wszystkim bardzo ważny był okres przygotowawczy. Być może najtrudniejszy w mojej karierze trenerskiej. Przegraliśmy niemal wszystkie spotkania sparingowe. Nie było łatwo przekonać zawodników, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Bo ja byłem przekonany, że mój pomysł na grę PGE Spójni w końcu wypali. To był czas, kiedy mieliśmy już trzon w postaci dobrych polskich zawodników i poszukiwaliśmy zagranicznych koszykarzy, którzy pasowaliby do mojej koncepcji. Poza tym wyznaję zasadę, że porażka, jako nieodłączna część rywalizacji sportowej, pomaga wzmocnić mentalnie zawodników. Tak podchodziliśmy do każdego przegranego meczu. Wyciągaliśmy wnioski i kontynuowaliśmy naszą pracę.

– Były pewne trudności z obcokrajowcami. Ich forma nie zachwycała na początku sezonu.

– Wspomniałem już, że od początku miałem pomysł na zespół. Poszukiwaliśmy zawodników, którzy pasowaliby do niego i nie obciążyliby naszego budżetu ponad stan. Czasami trzeba podjąć ryzyko. W koszykówce, podobnie jak w życiu, istnieje faktor X, którego nie da się do końca przewidzieć. Tak było chociażby z Isiahem Brownem, który pomimo że jest naprawdę świetnym koszykarzem, nie do końca sprawdził się w naszym zespole. Do tego Shawn Jones zdecydował się na opuszczenie Stargardu. Stanęliśmy przed trudnym zadaniem pozyskania wartościowych zmienników. Przybyli do nas Courtney Fortson, Barret Benson, a później jeszcze Ajdin Penava w miejsce kontuzjowanego Krzysztofa Sulimy. Transfery były bardzo udane. Do tego bardzo duże postępy zaczął czynić Brody Clarke. On wcześniej grał w Niemczech na pozycji centra. U nas jest silnym skrzydłowym. Świetne zmiany i ważne punkty zdobywa dla nas Jordan Mathews. Uważam, że stworzyliśmy grupę zawodników, którzy nawzajem się uzupełniają i tworzą zgraną ekipę, zarówno na parkiecie jak i poza nim.

– Dopisało wam trochę szczęście, szczególnie po kontuzji Krzysztofa Sulimy, gdy zakontraktowaliście Ajdina Penavę.

– Ja nie nazywam tego szczęściem, ale timingiem. W życiu, a zatem i w sporcie bywa tak, że pewne rzeczy muszą się wydarzyć w pewnym przedziale czasowym. I tak się stało w tej konkretnej sytuacji. Nie jest też tak, że Ajdin Penava pojawił się znikąd. Funkcjonuję w środowisku koszykarskim już wiele lat. Posiadam sporo doświadczenia oraz kontaktów. Dzięki temu mogliśmy w przeciągu 48 godzin porozumieć się z zawodnikiem i podpisać z nim umowę. Podobnie było z Barretem Bensonem. W podobnym czasie dogadaliśmy się z nim i nie cierpieliśmy z powodu straty Shawna Jonesa. Obaj zawodnicy okazali się ewidentnym wzmocnieniem i w dużym stopniu decydują o obliczu naszej drużyny. Inaczej wyglądało pozyskanie Courtneya Fortsona, który stał się liderem PGE Spójni. Z całą pewnością jest jednym z najlepszych zawodników w całej lidze.

– Trudno było ściągnąć takiego zawodnika do Stargardu?

– Nie jest tajemnicą, że przez około trzy sezony nie grał w profesjonalną koszykówkę. Ja go jednak znałem z Chin. Grał tam kilka lat. Był najlepszym zawodnikiem tej ligi. Rzucał średnio około 30 punktów i zaliczał kilkanaście asyst na mecz. Wiedziałem, że jeśli zdecyduje się przyjechać do Stargardu, to nie tylko pomoże nam wygrywać mecze, ale że stanie się gwiazdą tej ligi. I nie pomyliłem się. Potrzebował oczywiście chwili na adaptację, ale poradził sobie z nią pierwszorzędnie. Jest liderem na boisku i wspaniałym człowiekiem w relacjach pozasportowych. Courtney jest zadowolony, że dołączył do nas i z całą pewnością pomoże nam osiągnąć sukces w tym sezonie.

– Jak odnajdują się w drużynie zawodnicy, którzy grają mniej? Mam na myśli chociażby Tomasza Śniega i Dominika Grudzińskiego.

– To są profesjonaliści i zdają sobie sprawę, że w zależności od potrzeb w danym meczu będą spotkania, w których rozegrają mniejszą liczbę minut. Rozumiem też ich złość sportową. Każdy z moich zawodników chciałby grać jak najwięcej. Najważniejsze, że nie wpływa to na atmosferę w zespole. Sezon jest dość długi. Minęliśmy dopiero półmetek rundy zasadniczej. Przed nami jeszcze wiele spotkań do rozegrania, zarówno w rundzie rewanżowej, jak i w fazie play off. Do tego dochodzi finał Pucharu Polski oraz rozgrywki 3×3. Każdy gracz jest nam potrzebny w najwyższej formie i na wszystkich z nich liczę, że pomogą nam odnieść jeszcze wiele zwyciestw. Najważniejsze byśmy wszyscy razem dążyli do osiągniecia wspólnego celu.

– Czy ma pan konkretny cel, jaki chciałby osiągnąć ze Spójnią w tym sezonie? Może pierwsza czwórka?

– Nie stawiam sobie takiego celu. Ja przede wszystkim chcę, abyśmy grali efektywną i efektowną koszykówkę. Myślę, że można to zauważyć. Bardzo dobrze bronimy i do tego jesteśmy skuteczni w ataku. Świetnie gramy na tablicach. Widać tę wolę walki u wszystkich zawodników. Oni grają w koszykówkę przez niemal całe swoje życie. Dla nich to nie tylko praca, ale i fun. I ja skrzętnie z tego korzystam. Łączymy przyjemność z ciężką pracą. Każdego dnia realizujemy jakiś mały cel, stawiając kolejny krok w naszym rozwoju. Najważniejszy jest teraz mecz w Gliwicach. Oczywiście, bardzo chcemy awansować do fazy play off. A co w niej ugramy, to okaże się za kilka miesięcy.

Sebastian Machowski i kibice Spójni
Fot. Grzegorz Drążek. Sebastian Machowski wśród kibiców po wygranym meczu w Stargardzie z Legią Warszawa

– Podoba się panu w Stargardzie?

– Oczywiście, że tak. Lubię to miasto. Pochodzę z Berlina, a więc miasta dużo większego niż Stargard. Nie jest to jednak problemem. Przez lata pracy w koszykówce przyzwyczaiłem się do zmiany miejsca zamieszkania. W Polsce też już pracowałem i mieszkałem, więc dużo łatwiej było mi się odnaleźć w Stargardzie. Mam tu kilka miejsc do których chętnie wracam. Mam ulubione restauracje. Zaaklimatyzowałem się bardzo szybko. Pomagają mi w tym ludzie, którzy mnie otaczają. Kieruję się w życiu zasadą szacunku do każdego człowieka. Od początku pobytu starałem się zbudować dobre relacje z osobami, które kształtują moją rzeczywistość. Dla mnie ważny jest nie tylko mój sztab szkoleniowy, ale każdy pracownik klubu. Zarówno pani sprzątająca, jak i prezes. Każdy z nas dokłada swoją cegiełkę w budowie atmosfery i osiągnięciu sukcesu. Oczywiście, nie mogę zapomnieć o kibicach, a w zasadzie o mieszkańcach Stargardu. Ludzie tu mieszkający naprawdę kochają koszykówkę. Czuje się to nie tylko podczas meczów rozgrywanych w naszej hali, ale i na ulicy. Stargardzianie kochają PGE Spójnię i okazują swoje wsparcie na każdym kroku. Wracając do naszej hali. Atmosfera, jaką tworzą kibice podczas naszych domowych meczów jest niesamowita. Nam się gra zdecydowanie łatwiej czując wsparcie z trybun,które daje nam dodatkową energię, a przeciwnicy muszą toczyć walkę nie tyko z naszym zespołem, ale i z szóstym zawodnikiem, jakim są nasi wspaniali stargardzcy kibice.

– To prawda. Zauważyłem, że w Stargardzie wróciła moda na Spójnię. Na trybunach można spotkać kilka pokoleń kibiców. Są zarówno małe dzieci, jak i wiele starszych osób, które nie tylko pamiętają sukcesy klubu z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, ale także dużo bardziej odległe czasy.

– Niezmiernie mnie cieszy, że wraz z całą drużyną mogę przyczynić się do rozwoju koszykówki w mieście i podtrzymywać bogate tradycje koszykarskie z jakich Stargard słynie. Mój kontrakt z PGE Spójnią nie kończy się po tym sezonie. Dobrze mi się tu żyje, są świetne warunki do pracy, klub posiada sponsora strategicznego jakim jest PGE, miasto i lokalni biznesmeni również nas efektywnie wspierają. Nic tylko ciężko pracować. Mam nadzieję, że sprawimy jeszcze wiele radości stargardzkim kibicom, kórzy zasługują na oglądanie koszykówki na najwyższym poziomie. My oddajemy serce na parkiecie, a oni na trybunach.

– Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę kontynuacji zwycięstw i liczę, że porozmawiamy ponownie przed rozpoczęciem rywalizacji play off.

– Dziękuję i oczywiście zapraszam po zakończeniu sezonu zasadniczego.