Chowa się w małej skrzynce, która jest przebijana mieczami, lewituje, daje się przecinać na pół. Wykonuje triki z kartami, piłeczkami, sznurkami… Magiczna pasja od 20 lat jest jego pracą zawodową. Zwiedził dzięki niej wiele pięknych krajów i poznał wielu ciekawych ludzi. Przed państwem iluzjonista ze Stargardu, Nomi Waliński!
Stargard z pasją – odcinek 39
Skąd u naszego bohatera wzięła się tak wielka fascynacja iluzją? Jak się okazuje, wszystko zaczęło się już w dzieciństwie, od programów z Davidem Copperfieldem, znanym amerykańskim iluzjonistą.
Fascynacja Davidem Copperfieldem
– To był czas, gdy całe rodziny zasiadały przed telewizorem, by oglądać pokazy Davida Copperfielda i dyskutowaliśmy potem z dzieciakami na klatce schodowej: jak on to zrobił?! Na przykład, jak przeszedł przez brzuch drugiego człowieka? Ja zacząłem patrzeć też od innej strony: na całą otoczkę, m.in. świetnie dobraną muzykę Petera Gabriela czy Genesis, na taniec, na teatr na scenie, dużą pracę asystentów, ogrom pracy fizycznej. I oczywiście ten element tajemnicy… – wspomina Nomi Waliński. – Chciałem się o iluzji dowiedzieć więcej, a że wtedy jeszcze nie było internetu i Google, zacząłem szukać książek. W dawnej księgarni przy Wyszyńskiego (wtedy Buczka – dop. ech), na przecenie – bo nikt jej nie chciał! – kupiłem cienką książeczkę Aleksandra Kasprzaka ze Szczecina, w której wyjaśniał jak trzeba znikać, a jak pojawiać niewielkie przedmioty.
Iluzjonistyczne kółko w klubie
Nomi zaskakuje mnie wspomnieniem dyskotek i kółka iluzjonistycznego, działającego przed laty w Klubie Garnizonowym (dziś Klub Wojskowy 12 BZ, przy ul. 11 Listopada 22).
– Prowadziła je pochodząca z Suwałk Jolanta Mikołajczyk, która mieszkała w Kluczewie i niestety już nie żyje, zginęła ze swoim ojcem w wypadku – mówi Nomi. – W 1997 roku zgłosiło się do niej 20 osób, z czego zostały 3, a na koniec tylko ja i Ssnake. Tam się ze Ssnejkiem poznaliśmy mimo że jak się okazało, mieszkaliśmy w tym samym bloku na osiedlu Zachód i chodziliśmy do tej samej szkoły, ówczesnej SP 13, gdzie zresztą zobaczyłem ogłoszenie o kółku. To dzięki zajęciom w klubie mieliśmy pierwsze występy w mieście, np. na imprezach choinkowych. Nie zapomnę jak pani Jola nam powtarzała: ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć! Na tym się skupialiśmy, na sprawności dłoni i umiejętności manipulacji, monetami, kartami. Klub Garnizonowy to także wcześniejsze (lata ’93/’94) dyskoteki, na które przychodzili skinheadzi, a leciało tam disco lat ’90, którego jestem turbo fanem! Bawiłem się tam na dyskotekach, a tam gdzie grał DJ po latach ja występowałem! To były szczęśliwe lata!
Jakie imię w dowodzie?
Ze Stargardu więc wywodzi się artysta znany w Polsce i na świecie pod szyldem Nomi Magic. Który nie urodził się pod tym imieniem, ale teraz właśnie takie oficjalnie nosi!
– Moje imię to długa historia, tajemnica magika – śmieje się Nomi. – Do publikacji mogę tylko zdradzić, że wzięło się od mojej fascynacji pewnym filmem i zapewnić, że imię Nomi mam w dowodzie (zgadza się, sprawdzone! – dop. ech).
Miastem rodzinnym jest dla naszego pasjonata Szczecin. Tam jego rodzice pracowali w żegludze, stamtąd mama Barbara przeniosła się do pracy w Stargardzie i zaczęło się życie na dwa domy. Nomi wspomina, że lubił mroczną atmosferę ulicy Śląskiej w Szczecinie, zabawy w chowanego w starych kamienicach, ale polubił też Stargard.
– Tutaj uczyłem się w Szkole Podstawowej nr 13, potem w „pomidorówce” w technikum żywienia, potem jeszcze 3 lata studiowałem w Szczecinie doradztwo społeczne, ale zawsze wiedziałem że naukowcem nie będę – śmieje się. – Stargard to dla mnie miejsce pełne wspomnień, mam tu mnóstwo znajomych ludzi. Lubię, że jest spokój i wszędzie blisko. Lubię wychodzić na rolki na osiedle, na spacery na poligon. Stargard to ładne, pełne zieleni miasto. Mamy się czym pochwalić!
W jednym bloku ze Snejkiem
Iluzjonista Nomi to niejedyny profesjonalny artysta estradowy młodego pokolenia, wywodzący się ze Stargardu. Pierwsze kroki na scenie stawiał razem ze swoim rówieśnikiem, akrobatą Piotrem Wąsikiem, pseudonim Ssnake, finalistą pierwszej edycji telewizyjnego programu „Mam Talent”. Dziś obaj mają skończone 40 lat i za sobą 20 lat występów na różnych arenach i scenach. Wyczerpujących, ale za godziwy zarobek.
9 czerwca 2019 roku Nomi i Ssnake wystąpili w Stargardzie z cyrkiem Arena.
– Dubaj w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i pokaz dla króla w 2008 roku, Las Vegas w Stanach Zjednoczonych, występy w wielu europejskich krajach, kontrakt w Niemczech – w aquaparku Tropical Island za Berlinem, w Madrycie – wymienia swoje doświadczenia Nomi. – Teraz jednak wybieram już tylko bliższe wyjazdy, dłuższe podróże są męczące. Wolę też dłuższe kontrakty.
Występowali w DKK Stargard
– Moja mama przyjaźniła się ze Stanisławem Bartniczakiem, nieżyjącym już niestety wieloletnim dyrektorem Domu Kultury Kolejarza w Stargardzie, człowiekiem wielkiej kultury – mówi Nomi Waliński. – Mama była moim takim małym impresario. Mieliśmy ze Snejkiem w DKK występy dla stargardzkich vipów, za które otrzymywaliśmy godne wynagrodzenie. Nie zapomnę jak kiedyś dziewczyna z widowni patrząc na nas skomentowała: to są magicy, serio? Wyglądają jak kelnerzy! Bo my chcieliśmy się dostosować do widowni i ubraliśmy białe koszule, czarne spodnie. Wtedy zrozumiałem, jak ważny jest sceniczny wizerunek.
Dyrektor DKK Stanisław Bartniczak oraz ówczesny dyrektor Stargardzkiego Centrum Kultury, Mirosław Wesołowski zasponsorowali im udział w pierwszym Kongresie Iluzjonistów w Tarnowie w 1998 roku, gdzie podziwiał ich Jerzy Gruza.
Jedyny iluzjonista w Ocelocie
Nomi przed 20 laty dołączył do słynnej grupy Ocelot, prowadzonej przez Bogdana Zająca ze Złotoryi, z wykształcenia lekarza, z zamiłowania sportowca. Był jedynym iluzjonistą wśród akrobatów i gimnastyków.
– Duże piętno tam na mnie odcisnął Julian Hasiej, związany też z Teatrem Pantomimy Henryka Tomaszewskiego, który ćwiczył nas aktorsko, wyrażania siebie ciałem, budowania napięcia, dramaturgii – opowiada Nomi. – To niesamowity człowiek. Do dziś mamy kontakt.
Ważnym momentem był też casting do dużego show w Kołobrzegu, w 2005 roku.
– Usłyszałem tam, że skoro zadziwiłem artystów będących mistrzami Polski nie będzie problemu z zadziwieniem publiczności i że kiedyś to ja będę prowadził show, i tak się stało – wspomina Nomi.
Pasja stała się pracą, choć wokół byli ludzie, którzy namawiali, by zajął się „czymś normalnym”.
– Tak mówiła moja starsza siostra Agnieszka, która od 30 lat pracuje w szczecińskich sądach, a od niedawna zajęła się… malowaniem obrazów! Poszła na studia na Akademię Sztuki – opowiada Nomi. – To jest inspirujące, że w każdym wieku można odkryć swoją artystyczną pasję!
Trzy razy w „Mam Talent”
A propos show, Nomi miał zaproszenie do programu Ewy Drzyzgi. Odmówił jednak, gdyż miał się tam wypowiadać na temat… swojego wyrzeźbionego brzucha. Uznał, że to nie ma większego sensu.
– Nie mam parcia na szkło – zapewnia Nomi. – Byłem co prawda trzy razy w „Mam Talent” i jestem jedynym magikiem, którego Kuba Wojewódzki przepuścił dalej. Mam jednak stamtąd niedobre wspomnienia. Sztuczność, wyreżyserowanie, brak szacunku, przekraczanie granic… Wolę, by mnie oceniali ludzie, którzy płacą za bilety i przychodzą na występ, moja prawdziwa, żywa publiczność, niż tacy „eksperci”. Poza tym, w rzeczywistości to ludzie z TVN dzwonią i zapraszają na kolejne castingi.
Nomi wspomina też kontrakt w erotycznym show w Hiszpanii, gdzie bardzo skąpy (stringi!) strój mu wykonał projektant związany z Madonną. Występował tam w teatrze przed wieloma znanymi ludźmi, m.in. piłkarzem Ikerem Casillasem czy piosenkarzem Ricky’m Martinem. Widzowie chcieli sobie z nim robić zdjęcia, które potem publikowali w social mediach.
– Dwie osoby były oburzone moimi zdjęciami stamtąd i odlajkowały mnie na Facebooku, a przecież to był tylko kostium i makijaż na scenę, teatr, sztuka – mówi Nomi. – To tylko część mojej pracy. Po mieście nie chodzę tak ubrany i wymalowany! Zresztą, „jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził”…
Pracuje całym ciałem
– Iluzja kojarzona jest przede wszystkim ze sprawnością rąk. W moim przypadku jest nieco inaczej. Oczywiście wykonuję triki klasycznej iluzji, z użyciem kart, piłeczek, czy sznurków, ale przede wszystkim są to numery dużej iluzji. Z kołem akrobatycznym, z przebijaniem skrzyni (o wymiarach 65x65x35 cm), przecinaniem jej, także lewitacja. Pracuję całym ciałem tak jak gimnastyk czy akrobata, dlatego przez te wszystkie lata muszę o nie dbać, utrzymywać stałą wagę – mówi Nomi. – Na scenie wyglądam całkiem inaczej niż na co dzień. Mam na sobie ciemne, często lateksowe lub siateczkowe stroje, ciemny make-up. To jest mój sceniczny wizerunek. Na scenie jestem mroczną postacią, w życiu jest na odwrót. Wracam z Dubaju i piję z kolegami na ławce piwo – jedno! Lubię powrót do normalności, zwyczajność, nie ciągnie mnie na salony. Mam w sobie dwie natury. I balans, który zaszczepiła mi ukochana babcia Apolonia, która przeżyła 105 lat. Uczyła mnie, by robić to, co się kocha, by być sobą. Wpoiła mi zaufanie, otwartość, uśmiech.
Nomi podkreśla, że prawdziwa pasja stała się dla niego zawodową pracą. Przepowiedział mu to znany stargardzki jasnowidz i tarocista Waldemar Senator, wyciągając kartę maga. Nie ukrywa, że początki były z efektem wow, teraz już dla niego nie ma otoczki tajemnicy. Wciąż jednak uzależniony jest od adrenaliny, od wysiłku fizycznego. Choć bywa i niebezpiecznie, jak wtedy gdy od palącego się miecza zapalił się na nim kostium albo gdy był raniony mieczem w bok.
Od początku współpracował z asystentkami, asystentami. Od 4 lat na scenie partneruje mu 33-letni Krzysztof Lada z Gogolewa pod Marianowem.
– Świeża krew, dużo przed nim pracy, totalnie oddany temu, co robi – mówi o Krzyśku Nomi. – Dzielę się z nim doświadczeniem. Dobrze się nam pracuje.
A co oprócz magii?
Nomi fascynuje się muzyką dance lat ’90. Uwielbia też perfumy. Gdy przestano produkować jego ulubione firmy Next, zlecił analizę ich składu, by je odtwarzać.
Nomi Magic: przesłanie
Nomi opowiedział mi nie tylko o początkach swojej pasji, o drodze zawodowej, o kontraktach, ale także o swoim przesłaniu.
– Magia, tak jak każda inna sztuka, łączy ludzi. A ja zawsze ludzi lubiłem, lubię się do wszystkich uśmiechać. Miałem też zawsze w sobie element tajemnicy, noszę w sobie wiele sekretów, także powierzonych mi przez innych. Na scenie nie chodzi tylko o show. Magię mamy w DNA – potrzebę doświadczania cudów. Magia pokazuje, że to co niemożliwe jest możliwe, takie jest jej przesłanie. Gdy wychodzę nietknięty ze skrzyni przebijanej wcześniej mieczami jest to symboliczny triumf życia nad śmiercią. Gdybym mógł wybrać, co mogę „zaczarować”, chciałbym by ludzie się szanowali i wspierali, nie patrzyli na siebie wrogo.
Za miłą i słodką gościnę dziękujemy piekarni i cukierni MAXAN Czekolada chleb i kawa Stargard przy ulicy Piłsudskiego 6 w Stargardzie.
To był magicznie spędzony czas. Mam nadzieję, że kolejna publikacja będzie zapowiedzią magicznego występu w Stargardzie…