Marian Rot ze Stargardu
Fot. Grzegorz Drążek

Pracę miał brudną, ale interesującą. Teraz ma swój pchli targ w Stargardzie

Bezczynność nie jest dla niego. Pan Marian po 42 latach pracy w różnych stargardzkich zakładach, na emeryturze otworzył sprzedaż garażową.

Stargard z pasją – odcinek 36

Marian Rot w Stargardzie jest od 1952 roku. Miał wtedy 12 lat. Ze Stargardem związał się na stałe.

Marian uczył się w Zespole Szkół nr 1 w parku 3 Maja. Interesowało go ślusarstwo i tokarstwo.

– W szkole zawodu uczył mnie Stanisław Preiss, którego nie trzeba przedstawiać stargardzianom – wspomina pan Marian. – Pod jego okiem wszystkiego się nauczyłem.

Ślusarz, tokarz, kowal

Już jako szesnastolatek, w 1956 roku, Marian Rot został uczniem tokarskim w jednym ze stargardzkich zakładów.

Mój tato pracował w Zakładach Przemysłu Terenowego i Odlewni w Stargardzie. Odwiedzałem go, przyglądałem się jego pracy. Pewnego razu jeden z majstrów w zakładzie zaproponował mi, bym przyuczał się tutaj do zawodu. I tak się stało.

Marian Rot

Pan Marian został uczniem w tym zakładzie i to był początek jego zawodowej drogi.

– W moim zawodowym życiu byłem ślusarzem, tokarzem, pracowałem jako kowal w kuźni, pracowałem w odlewni, jako mechanik samochodowy, byłem ślusarzem samochodowym silników – wylicza pan Marian.

Marian Rot ze Stargardu
Fot. Grzegorz Drążek

Papiery na wszystkie stary

Mój rozmówca mógłby miejscami pracy obdzielić kilka osób. W Stargardzie pracował w różnych zakładach.

– Była nawet rywalizacja o mnie między zakładami – śmieje się Marian Rot. – Jeden z zakładów zaproponował mi lepsze pieniądze, żebym tylko się przeniósł do niego. Skorzystałem wtedy z tej oferty.

Po wspomnianych Zakładach Przemysłu Terenowego i Odlewni stargardzianin pracował w Zakładzie Urządzeń Mechanicznych, późniejszym Bumarze.

– PKS, POM, kolej, MPGK – wylicza swoje kolejne miejsca pracy pan Marian.

Marian Rot może pochwalić się zdobyciem uprawnień, które swego czasu miały dużą wagę w jego zawodzie.

– Zdobyłem je w Starachowicach i mogłem przeprowadzać przeglądy wszystkich pojazdów marki star – mówi stargardzianin.

Marian Rot ze Stargardu
Fot. Grzegorz Drążek

Skoczek spadochronowy

Młody Marian Rot miał przerwę w pracy na służbę wojskową. Później raz jeszcze trafił do wojska.

– W 1968 roku, kiedy miała miejsce interwencja Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, zostałem powołany jako rezerwista do jednostki w Dziwnowie – wspomina pan Marian.

On sam interweniować nigdzie nie musiał, za to miał okazję skakać ze spadochronem.

Kilka skoków oddałem, z wysokości 600, 800 i 1200 metrów. Skakałem ze spadochronem z helikoptera, z dwupłatowca, z samolotu IŁ 18. Dla mnie to było coś zupełnie nowego, wyjątkowego.

Marian Rot

Do jednostki w Dziwnowie Marian Rot jechał już jako mąż. W 1967 roku brał ślub z Teresą. Mają synów Mariusza i Przemysława. Każdy ma już swoje życie, obowiązki, pracę. Podczas mojego spotkania z panem Marianem jeden z synów zatelefonował do niego spytać, co u niego słychać.

Marian Rot ze Stargardu
Fot. Grzegorz Drążek

W garażu pana Mariana

Pan Marian po 42 latach pracy jakiś czas temu przeszedł na emeryturę. A że nie potrafi nic nie robić, postanowił dalej działać. Ale w innej branży.

– Kiedyś przypadkowo ktoś opowiedział mi o działających w Niemczech Flohmarktach, czyli pchlich targach, podobno w Anglii też takie są – mówi Marian Rot. – Postanowiłem coś takiego stworzyć. Trochę rzeczy miałem swoich, bo ogólnie bardziej lubię gromadzić niż wyrzucać. Trochę rzeczy przekazali mi lub sprzedali sąsiedzi, znajomi. No i się zebrało tego na tyle dużo, że mogłem uruchomić sprzedaż garażową.

Marian Rot ze Stargardu
Fot. Grzegorz Drążek

W ten sposób od kilku lat stargardzianin w swoim garażu numer 10 przy ulicy 9 Zaodrzańskiego Pułku Piechoty w Stargardzie ma swój pchli targ. Są tam różności. Od narzędzi, przez ubrania, sprzęt wędkarski, zabawki, ozdoby świąteczne. Wszystko to widać z ulicy. Przejeżdżające w pobliżu osoby zatrzymują się, oglądają, czasem coś kupią. Tak było podczas mojej wizyty w minioną sobotę. Małżeństwo zatrzymało się widząc wystawioną przy garażu dużą donicę. Po chwili stała się ona ich własnością.

– Kolejny raz tutaj zajeżdżam i pewnie jeszcze po coś przyjadę – powiedział mężczyzna.

Marian Rot ze Stargardu
Fot. Grzegorz Drążek

Inna osoba przyjechała w sobotę do pana Mariana po klucze samochodowe.

– Nie mam nowych rzeczy – podkreśla pan Marian. – To, co mam, ktoś mi przynosi, daje w prezencie, sprzedaje, wymieniam się z kimś na coś. Najważniejszy dla mnie jest kontakt z ludźmi. Siedząc tutaj w garażu spotykam się z różnymi osobami, rozmawiamy. Bezczynnie nie mógłbym siedzieć.

Marian Rot ze Stargardu
Fot. Grzegorz Drążek

Zaczęło się od taty

Marian Rot tak jak pracował w różnych miejscach, tak i mieszkał w różnych miejscach Stargardu.

– Przy ulicy Bydgoskiej, przy Wojska Polskiego, przy Szewskiej, na osiedlu Chopina, przy ulicy Żeromskiego, a od piętnastu lat na osiedlu Zachód – wylicza pan Marian. – W ten sposób poznałem różne rejony miasta. Z dawnych lat pamiętam, że jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku, w pierwszych latach mojego pobytu w Stargardzie, na miasto nie mówiło się Stargard, a Stargard nad Iną.

Pytam mojego rozmówcę, czy zawód wybrał zgodnie z zainteresowaniami?

– Można powiedzieć, że tak – odpowiada Marian Rot. – Trochę naprowadził mnie na niego tato, którego odwiedzałem i obserwowałem w pracy, no i coraz bardziej się tym interesowałem. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku wokół było bardzo dużo obróbki skrawaniem. Wykonywało się prace na rzecz górnictwa, dla stoczni. Było co robić. No i tak się to jakoś u mnie rozwinęło. To praca brudna, ale interesująca. I dzisiaj coś jeszcze zrobię.

Marian Rot ze Stargardu
Fot. Grzegorz Drążek