Mariusz Zarzeczny 9.09.
Mariusz Zarzeczny na koncercie charytatywnym na rzecz chorych na SM, Morzyczyn 9 września 2023 roku, fot. Jan Balewski

Na harmonijce gra śpiewająco

To jest jego czas! Prowadzi właśnie warsztaty harmonijkowo-wokalne, po nich będzie kierował nową Pracownią harmonijki i emisji głosu w Stargardzkim Centrum Kultury. Organizuje i współorganizuje kolejne koncerty i sam wciąż koncertuje. W planach jeszcze na ten rok ma także nagrania. 

Stargard z pasją – odcinek 44

To już 44 odcinek naszego cyklu, a jego bohater ma lat 33, czyli jest w wieku chrystusowym. 🙂 To stargardzki blues-rockowy muzyk Mariusz Zarzeczny, którego atrybuty to mikrofon, harmonijka i długie włosy. Ma wykształcenie muzyczne, tytuł ambasadora kultury w Szczecinie, jest laureatem nagrody prezydenta Stargardu dla twórców kultury za 2012 rok. Od 2010 roku występuje z Piotrem Bukartykiem na głównej scenie Pol’and’Rock Festivalu (wcześniej Woodstock). Supportował i występował na jednej scenie z bardzo wieloma, bardzo uznanymi muzykami. Tylko w tym roku był to m.in. Titus z Acid Drinkers, Grzegorz Kupczyk, wokalista Turbo, który zagrał na harmonijce Mariusza! Także gitarzysta Wojciech Hoffman, zespoły Transgesja, Hope, szczeciński zespół Nikt, Offensywa, Flap Jack, Opuchnięci 2, którzy mają zamiar być nominowani do Fryderyków (najlepsza nagroda muzyczna w Polsce). Udało się ich spotkać i wspólnie zagrać na corocznym festiwalu u Mariusza Staszewskiego w miejscowości Dachowa pod Poznaniem, który powołany do życia został w czasie pandemii i stał się już sierpniową tradycją.

Jak mówi Mariusz, to był dobry sezon. Wiele koncertów w Polsce, ale i w Stargardzie, ostatnio na Jarmarku na Rynku Staromiejskim z zespołem 6 Bieg w repertuarze Dżemu, na 40-leciu SCK. Wcześniej Rockowisko i koncert charytatywny w DKK Stargard. To właśnie tam prezydent Stargardu Rafał Zając docenił kunszt gry Mariusza i zaproponował utworzenie Pracowni harmonijki, co właśnie staje się faktem. 

Albo się wspieramy, albo się nie znamy

Od wtorku 5 września w SCK trwają pierwsze warsztaty harmonijkowo-wokalne, prowadzone przez Mariusza Zarzecznego i Bartosza Łęczyckiego, uznawanego za jednego z najlepszych i najbardziej wszechstronnych harmonijkarzy w Europie. Na finał będzie koncert 6 października w SCK. Wczoraj, w sobotę, Mariusz i muzycy, którzy brali udział w majowym Rockowisku, zagrali na koncercie charytatywnym nad Miedwiem, na rzecz Stargardzkiego Stowarzyszenia Chorych na SM.

– Może nie jestem wielkim społecznikiem, ale lubię występować w charytatywnych koncertach, jak mogę to pomagam – wyznaje Mariusz. – Myślę, że w Stargardzie jest tak, że „albo się wspieramy, albo się nie znamy”. Wolę jednak wspierać wszystkich muzyków, by środowisko muzyczne było ponad podziałami! Kiedyś, gdy zespoły rywalizowały ze sobą, że ktoś gdzieś zagrał, a ten supportował tego, a ten znowu tam gra, ile można tego słuchać?! Teraz jest inaczej. Wspieramy się nawzajem, uczestniczymy w koncertach charytatywnych, gramy z pasji do muzyki i nie zawsze pieniądze grają główną rolę.

Rockowiska w Stargardzie będą co roku!

W maju tego roku, w Piwnicy TPS pod ratuszem, Mariusz Zarzeczny z powodzeniem zorganizował Rockowisko. Zagrał ze swoim zespołem, zaprosił także grupy Out of Mind, B.Sides, zaśpiewała Nailah Vitha z zespołem.

– W 2008 roku było pierwsze stargardzkie Rockowisko, w Piwnicy TPS i chcemy wrócić do robienia takiego naszego koncertu raz w roku – zapowiada Mariusz. – Pani Joanna Tomczak, dyrektor Stargardzkiego Centrum Kultury wyszła z inicjatywą, byśmy nie chowali się po piwnicach, że będzie nam udostępniać np. scenę teatru letniego na organizację tych koncertów. Myślałem też o parku Zamkowym, gdzie jest jakby naturalny amfiteatr. Na dole można zrobić scenę z dobrym nagłośnieniem, a na wzgórzu ludzie by siedzieli sobie piknikowo na kocykach. Fajnie, że SCK zorganizował w lipcu, w teatrze letnim, „Rock w plenerze”, ja tylko zaprosiłem tam zespoły.

Rockowisko w Piwnicy TPS odbyło się dzięki dyrektorowi finansowemu firmy Iveco, którego Mariusz uczy grać na harmonijce. Firma Iveco zasponsorowała występy muzyków. Resztę trzeba było opłacić samemu. Mariusz śmieje się, że po podliczeniu okazało się, że jest… 10 złotych na minusie.

– Chciałbym, by każdy stargardzki muzyk miał swoją cenę i godnie zarabiał za lata ćwiczeń i talent, by mógł za tę swoją pasję przynajmniej sobie coś kupić, potrzebne instrumenty – mówi Mariusz. – Ile kosztują harmonijki? Najtańsze kilkadziesiąt złotych, a najdroższe nawet kilkanaście tysięcy. Są takie ze złotą pokrywą, z lepszymi stroikami. Nie do grania, bardziej kolekcjonerskie. Zupełnie wystarczające są np. harmonijki firmy Hohner, za około 110 zł. I właśnie takie są kupione dla wszystkich uczestników warsztatów. Ja zazwyczaj gram na harmonijkach, które kosztują 200-300 zł. Jedna służy mi ze 2-3 lata i zmieniam na nową. W tym roku po raz pierwszy oddałem swoją harmonijkę – chyba mogę tak określić – fance (z czerwonego patrolu – służb porządkowych), która po tym jak zagraliśmy z Piotrem Bukartykiem kawałek „Z tylu chmur” na finał Pol’and’Rock Festivalu podeszła i powiedziała, że lubi jak gram na harmonijce i że też by się chciała nauczyć. Oddałem jej swoją harmonijkę, niech jej służy! To było fajne.

Zaczął gdy miał 10 lat

Proszę Mariusza, by wrócił pamięcią do początków swojej harmonijkowej pasji.

– Wszystko zaczęło się od tego, jak zabrałem tacie z szafki harmonijkę, która mnie zaciekawiła, miałem wtedy 10 lat – wspomina Mariusz. – Tato pokazał mi jak się gra „Wlazł kotek na płotek”. Trenowałem u dziadka na działce. Powtarzałem melodie ze słuchu. Pierwszy był „Walk of Life” Dire Straits, później zacząłem uczyć się grać kolędy. Tato zobaczył, że coraz lepiej mi to wychodzi, kupił mi książkę z kasetą, Sławka Wierzcholskiego. Studiowałem ją przez trzy lata. Nauka szła mi na początku ciężko, jak krew z nosa. Bo harmonijka jest wdzięcznym instrumentem dopiero, gdy człowiek się na niej nauczy grać, przynajmniej podstaw. Kiedyś w domach się grało na harmonijce chromatycznej, z wieloma dziurkami, która grała akordami. Każdy, kto ją wziął do ręki, potrafił zagrać proste melodie. By zagrać bluesa na harmonijce diatonicznej, dziesięciokanałowej, trzeba trochę się pomęczyć. Taka harmonijka ma numery od 1 do 10 i przy wdychaniu i wydychaniu powietrza wydaje różne dźwięki.

mały Mariusz
Mariusz już w wieku 3 lat potrafił poprawnie trzymać harmonijkę. 🙂 Fot. archiwum prywatne

Muzykalność Mariusz odziedziczył po rodzicach, którzy też pochodzili z muzykalnych rodzin.

– Moja mama śpiewała w chórze pod kierunkiem pana Kucaja przy kościele mariackim oraz w chórze pod kierunkiem nauczycielki muzyki, pani Najdy – opowiada. – Najwięcej zawdzięczam wykładowcom, którzy mieli wpływ na moją wrażliwość muzyczną: Wiesławowi Łągiewce, Mirosławie Białas, Iwonie Wiśniewskiej-Salamon, Barbarze Halec, Joannie Tylkowskiej, Jakubowi Kościuszko, Dariuszowi Dyczewskiemu i wszystkim ludziom, z którymi zaczynałem moją drogę artystyczną, będąc na studiach – pozdrawiam Piotra Bruskiego i Krzysztofa Gródeckiego. Dziękuję też przyjaciołom z zespołu, którzy wspierają mnie nie tylko podczas występów, ale i w całym życiu.

Harmonijka zamiast fletu

Mariusz wspomina, że już w podstawówce, u nauczycielki muzyki Beaty Marguli (obecna wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 w Stargardzie), został zwolniony z gry na flecie, na rzecz harmonijki.

– Grałem na harmonijce prawie na każdym apelu, hymn naszej szkoły „Odę do radości”, zimą kolędy – opowiada Mariusz. – To była SP 2, potem SP 3, następnie „niestety” chodziłem do gimnazjum, też dwójki, a kolejna dwójka to było II LO, które skończyłem, w klasie mat.-fiz. Nawet w przedszkolu byłem nr 2! W gimnazjum nie byłem zbyt grzecznym chłopakiem, ale trafiłem wtedy do scholi w kościele św. Jana, prowadzonej przez księdza Mateja, który grał na gitarze. Graliśmy na mszach młodzieżowych w czwartki i w niedziele. Coraz bardziej moja gra się rozwijała. Grałem nie tylko w scholi, ale i w Katakumbach z różnymi muzykami. Inspirował mnie Artur Słowik, który chyba jako jedyny w Stargardzie grał wtedy porządnego bluesa. Występował nawet na festiwalu w Opolu w 1987 r. On i jego muzycy pozwolili mi zagrać na stargardzkim finale WOŚP „The Lemon Song” Zeppelinów. Po maturze w nowym ogólniaku nie wiedziałem, co mam ze sobą dalej robić, czy iść na studia? Jakub Zajączkowski (stargardzki wokalista) podpowiedział mi żebym poszedł na Uniwersytet Szczeciński, gdzie jest katedra edukacji artystycznej. Było 120 chętnych na 20 miejsc, po egzaminach wstępnych byłem na 20 miejscu. Skończyłem te studia, a podczas nich udzielałem się – charytatywnie – gdzie tylko mogłem. W 2012 roku dostałem tytuł ambasadora kultury w Szczecinie, zostałem doceniony za to co robię w Szczecinie. Rok później, w 2013 roku, dostałem nagrodę prezydenta Stargardu za to, że działam w Stargardzie.

Podczas studiów Mariusz miał świetnych nauczycieli i muzyków, z którymi współpracował, dzięki czemu rozwijał się jako harmonijkarz. Przez 10 lat miał angaż w szczecińskiej operze.

– Na początku studiów założyłem zespół Bona Fides, graliśmy 5 lat, m.in. na festiwalu Szczecin Baltic Rock Meeting, też bardzo dużo koncertów, przed Kultem, przed zespołem Muchy i różnymi innymi gwiazdami, szczęśliwie dostawaliśmy takie supporty, wypracowaliśmy swoją markę – wspomina. – Potem nasze drogi się rozeszły. To byli szczecińscy muzycy, pod koniec dołączył Mateusz Gracz, gitarzysta ze Stargardu, z którym gramy do dziś. Występujemy pod szyldem Mario Zarzeczny z zespołem. Podczas studiów zauważyła mnie też Majka Cierocka (nieżyjąca już stargardzka reżyserka teatralna), że chodzi po Stargardzie taki hipis w długich włosach. Nazwała mnie apostołem i powiedziała, że będę grać apostoła w jej misteriach. Zagrałem raz, a potem zobaczyła, że potrafię śpiewać i gram na harmonijce. Poleciła mnie Wojtkowi Makowskiemu i od tej pory współpracujemy, śpiewam jego teksty, występuję na stargardzkich galach. To on „wypuścił” mnie na Stargard, bo do tej pory byłem „produktem” szczecińskim – śmieje się Mariusz.

– To był taki trójkąt młodych zdolnych stargardzian, pianista Daniel Ziomko, akordeonista Tomasz Staniszewski i wokalista z harmonijką Mariusz Zarzeczny. Wyhaczyłem ich na galę wręczenia nagród dla stargardzkich twórców kultury, potem wspólnie organizowaliśmy jubileusze miejskich spółek – wspomina Sławomir Wojciech Makowski, specjalista ds. artystycznych i programowych w Stargardzkim Centrum Kultury. – Poczytuję to sobie za osobisty sukces we wspieraniu zdolnej młodzieży, bo trochę dzięki naszej współpracy cała trójka dostała nagrody prezydenta Stargardu dla twórców kultury! Nasza współpraca trwa do tej pory. Wiem, że do każdego z nich mogę się zwrócić, oni też mają moje wsparcie, wystarczy jeden telefon. To są super ludzie! Z Mariuszem będziemy działać przy kolejnych projektach, związanych z teatrem Pasja ze stargardzkiego koła PSONI. Jako anegdotę dodam, że Mario nie lubi uczyć się tekstów i kombinuje gdzie powiesić tekst, może na odsłuchu? Pytał mnie ostatnio czy może na scenie niby gazetę czytać, a ja wiedziałem, że dziadowi chodzi o to, by się tekstu nie uczyć! Za to ja mu w każdej piosence piszę jeden wers trudny dykcyjnie i czekam aż się na nim wyłoży. Poza tym cieszę się, że w SCK powstała Pracownia harmonijki i że Mario będzie ją prowadził. Bardzo fajny pomysł!

Stargardzka społeczność i widzowie są bardzo życzliwi wobec stargardzkich twórców, za co im wszystkim dziękuję.

Mariusz Zarzeczny
Zarzeczny

Do Szczecina jednak wrócił, zrobił tam licencjat, a następnie magisterkę na Akademii Sztuki.

Pomysły przychodzą wieczorami i nocą

Nie można pominąć faktu, że Mariusz jest nie tylko świetnym harmonijkarzem, ale i wokalistą. Komponuje własne kawałki, pisze do nich teksty. Jak zawsze podkreśla na koncertach, inspirują go własne przeżycia.

– Zazwyczaj wieczorem albo w nocy, gdy już odchodzą codzienne sprawy, wchodzi inspiracja życiem, w głowie pojawia się melodia, nagrywam się na dyktafon i wysyłam do Mateusza Gracza, który na drugi dzień wysyła mi gotowy utwór i pracujemy! – opowiada Mariusz. – Mateusz jest lingwistą, zajmuje się sprzedażą kluczy do gier w internecie, pracuje w Poznaniu. Z pasji poświęca się muzyce, dużo ćwiczy, bardzo dobrze gra technicznie. To jeden z najlepszych akompaniujących gitarzystów w Stargardzie, solo też jest niezły! Wolę jednak gdy mi akompaniuje, bo ja jestem od tego, by zagrać solo i zaśpiewać! Mateusz Gracz grał spektakle „Gdzie jest Pinokio?” po całej Polsce, ze świetnymi aktorami. Miałem okazję ich wszystkich poznać.

Mariusza znam już około 20 lat, chodziliśmy razem do podstawówki, do gimnazjum. Bliżej poznaliśmy się gdy razem graliśmy w kościelnym zespole, wtedy od razu między nami „zaiskrzyło”. Mariusz podobnie jak ja był zawsze chętny do grania. Zaczynaliśmy od wspólnego grania coverów Dżemu i to wtedy Mariusz odkrył, że ma wielki talent wokalny i oprócz harmonijki zaczął się też rozwijać w tę stronę. Przez kilka lat razem muzykowaliśmy. Kiedy tylko była okazja razem graliśmy i zawsze czuliśmy, że jest między nami chemia, i tak zostało. Gdy Mariusz był na studiach muzycznych w Szczecinie graliśmy też w zespole bluesowym Bona Fides. Była to ciekawa przygoda muzyczna jednak z Mariuszem zawsze wiedzieliśmy, że chcemy czegoś więcej – więcej prób, więcej grania, więcej nowego materiału. W zespole było aż 6 osób, niektórzy byli już żonaci i mieli dzieci, więc naturalnie drogi nasze się rozeszły. Z Mariuszem jednak kontynuowaliśmy przygodę muzyczną i gdy tylko była okazja razem graliśmy. Często po prostu siedzieliśmy godzinami, wymienialiśmy się pomysłami muzycznymi i dżemowaliśmy. Gdy tylko nadarzyła się na to okazja, graliśmy koncerty. Współpracowaliśmy z rożnymi muzykami, m.in. z Danielem Ziomko, Piotrem Binek Bruskim z zespołu Bubliczki czy Patrykiem Matwiejczukiem. Ta kilkuletnia aktywność zaowocowała utworzeniem zespołu, w którym teraz gramy. Zawsze łączyła nas muzyczna chemia – możliwe, że jest to po prostu wynik wielu lat wspólnego grania, ale z Mariuszem zawsze rozumieliśmy się bez słów i od razu znaleźliśmy wspólny muzyczny język. Jeśli chodzi o płaszczyznę prywatną, też zawsze się dogadywaliśmy. Mariusz jest niezwykle ciepłym, opiekuńczym i pomocnym człowiekiem. Nie sposób wymienić wszystkich sytuacji, ale jest to po prostu osobą, na której pomoc zawsze można liczyć – wobec mnie zawsze był i jest bardzo opiekuńczy. Mariusz jest wygadany i zabawny, jest duszą towarzystwa i dlatego wielu ludzi lubi spędzać z nim czas. Dzięki temu zjednał sobie wiele osób, co oczywiście jest bardzo ważne jeśli myśli się o karierze w „show businessie”, nawet tym lokalnym. Jest po prostu osobą, której nie da się nie lubić. Jest energiczny i lubi być w centrum uwagi, co jest wielką zaletą jeśli chodzi o jego obycie scenicznie – jest po prostu dobrym frontmanem. Jednocześnie jednak ma w sobie dużo pokory. Nigdy nie uważał się za gwiazdę i się tak nie zachowywał, a powodów ku temu ma jednak całkiem sporo. Jest też patriotą lokalnym, wie bardzo dużo o Stargardzie i myślę, że naprawdę szczerze zależy mu na tym mieście, przede wszystkim by się rozwijało kulturalnie. Myślę, że takich ludzi trzeba doceniać, bo w dzisiejszych czasach jest ich coraz mniej.

Mateusz Gracz, gitarzysta ze Stargardu
Mateusz Gracz i Mariusz Zarzeczny
Mateusz i Mariusz na scenie Rockowiska w Piwnicy TPS, fot. Emilia Chanczewska

Mariusz ma własne kawałki, które gra na koncertach i podobają się publiczności. Co więc z własną płytą…?

– To pieśń przyszłości, o wydaniu płyty myślę od 10 lat – śmieje się Mariusz. – To oczywiście wiąże się z kosztami, ale i z tym, że nie wszystkie swoje utwory chciałbym na niej mieć. Na razie chciałbym jeden z kawałków, który zbiera bardzo dobre recenzje – zarejestrować w Zaiksie, wydać wersję audio i dać do radia. Przede wszystkim cieszę się, że pandemia – która nauczyła mnie pokory – minęła. W tym sezonie poczułem, że znów można grać i zarabiać „drobne” z muzyki. Chciałbym być zawodowym muzykiem, albo chociaż tzw. gwiazdą jednego przeboju. W Stargardzie jest wiele utalentowanych osób, ale tylko niektórym udaje się wypłynąć, przy bardzo, bardzo dużym zaangażowaniu. A jak ktoś – tak jak ja – kocha Stargard? Wtedy może sobie wybrać: „normalna” praca, a granie to hobby. Sam zaraz po studiach, przez 4 lata pracowałem w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii w Stargardzie, jako nauczyciel muzyki. Z wykształcenia jestem nauczycielem muzyki, socjoterapeutą i diagnostykiem. To była głęboka woda, praca z dzieciakami po wyrokach, z orzeczeniami… MOS jest dla nich jak czyściec, przejście między normalną szkołą a ośrodkiem wychowawczym. Stamtąd poszedłem na Stargardzkiego Centrum Nauki Filary, zaraz po ich otwarciu, byłem pierwszym zatrudnionym edukatorem. Historia też jest moją pasją. Robiliśmy eventy historyczne, poświęcone historii Stargardu, którą znam od archeologa – muzyka, Mateusza Szeremety. W Filarach przygotowałem autorskie warsztaty z klockami LEGO nawiązujące do zabytków stargardzkich, które weszły do stałej oferty i cieszą się dużym zainteresowaniem. Pracowałem tam do końca czerwca tego roku i odszedłem przed sezonem koncertowym, który okazał się bardzo udany. Wróciłem z trasy, zacząłem warsztaty, po których będzie koncert. Później znowu krótka trasa i nagrywanie piosenki w Puławach. Potem chcę wystąpić razem ze swoją Pracownią harmonijki ustnej i emisji głosu na stargardzkim finale WOŚP, na ArtFestiwalu Stargard, na Dniach Stargardu. Myślę, że po pandemii będzie bardzo koncertowo. Zatem do zobaczenia i do usłyszenia na koncertach! Wspierajcie stargardzkich artystów, bo jest nas bardzo dużo w naszym pięknym mieście.

Powrót do Stargardu
Wszystkie drogi prowadzą do Stargardu… 🙂

Za miłą i słodką gościnę dziękujemy piekarni i cukierni MAXAN Czekolada chleb i kawa Stargard przy ulicy Piłsudskiego 6 w Stargardzie.

Mariusz Zarzeczny Emila Chanczewska
Fot. Marta Wdziękońska-Sot, MAXAN